Promienie Słońca przeciskały się między niedokładnie zasłoniętymi kotarami przy łóżku panny Evans. Wspomniana, przeklinając w duchu swoją wieczorną niedokładność, usiadła na posłaniu, przecierając oczy. Jej wzrok od razu powędrował do wiszącego nad drzwiami zegara, który wskazywał dopiero piątą piętnaście. Lily westchnęła i, wiedząc, że nie uśnie, powlokła się do łazienki.
Poprzedniego dnia, a raczej wieczora, zostawiła tam swoją szkolną szatę oraz normalne, o niebo i Ziemię wygodniejsze ubrania — kremowy, wyciągnięty sweterek z czarnym kotem oraz dżinsy.
Po kilku minutach, potrzebnych na króciutki prysznic i wciągnięcie na siebie ubrań, stanęła ze szczotką w ręce przed lustrem. Zobaczyła w nim bladą, piegowatą siedemnastolatkę z długimi rudymi włosami, obecnie w nieładzie, oraz szmaragdowymi oczami. To lubiła w sobie najbardziej — piękne, duże oczy o tym niezwykłym kolorze.
Związała włosy w kucyka, lekko się umalowała i z nową energią wymaszerowała z pomieszczenia.
Westchnęła, widząc, że minęło tylko piętnaście minut i ma jeszcze całe półtorej godziny do śniadania. Nie mając nic lepszego do roboty sięgnęła do torby po książkę od transmutacji i postanowiła trochę sobie powtórzyć przed lekcjami.
Nigdy nie była wybitna z tego przedmiotu, ale nie przejawiała również tendencji do zostania najgorszą uczennicą. Szło jej raczej przeciętnie, ale to Rudej wystarczało.
Najciszej jak umiała, by nie obudzić swych współlokatorek, otworzyła ciężkie, dębowe drzwi dormitorium i zeszła po krętych schodach do Pokoju Wspólnego.
Miała wielką nadzieję nikogo w nim nie spotkać, jednak nie miała tyle szczęścia — na jednej z sof leżał James Potter, wpatrując się w sufit. Włosy miał w zwyczajnym nieładzie, a okulary lekko przekrzywiły mu się na nosie.
-James? - powiedziała, zdumiona. Nawet, jeśli jego zdziwiło towarzystwo w postaci jej osoby, nie okazał tego.
-Nie. Jestem jego złym bratem bliźniakiem. Nazywam się Edward i przyszedłem, by zabić pierwszą osobę, która tutaj wejdzie – odpowiedział spokojnie. – Ale mów mi Królik Zabójca.
Ledwo powstrzymała się od parsknięcia śmiechem, gdy usłyszała o tym Króliku. Uśmiechnęła się lekko i zajęła fotel naprzeciwko chłopaka. Teraz zauważyła, że na jego twarzy gości delikatny uśmiech.
–A więc, Króliku Zabójco. Czemu jeszcze jestem żywa? – zapytała z powagą, która jednak wiele ją kosztowała.
–Bo uznałem, że lepiej założyć z tobą farmę owiec – oznajmił i usiadł i uśmiechnął się szeroko. Lily nie mogła już wytrzymać i zachichotała.
–Świetny pomysł, panie Królik. Pan będzie pracował z owcami, a ja będę robiła kanapki z sałatą i marchewkami.
–Dobry pomysł. Myślisz, że uprawianie marchewek się opłaci? – mruknął, przekrzywiając lekko głowę i udając, że się namyśla.
–Nie, buraki są bardziej opłacalne. A tak na poważnie, to co tu robisz, James? – spytała, chociaż ta rozmowa naprawdę ją śmieszyła.
–Nie mogłem spać. – Wzruszył ramionami. – A ty?
–Zapomniałam dokładnie zasłonić kotary przy łóżku i Słońce, niechże będzie przeklęte!, mnie obudziło – odpowiedziała. – I pomyślałam, że powtórzę sobie transmutację.
– Pomóc ci? – zapytał, unosząc brwi. Powoli pokręciła głową.
–W czytaniu? Chyba sobie poradzę – odpowiedziała, uśmiechając się i zastanawiając, czemu rozmawia z Jamesem Potterem jak z człowiekiem. Nie, czemu ON rozmawia z nią jak z człowiekiem, a nie... jak przez ostatnie sześć lat. Chłopak wzruszył ramionami, mrucząc jeszcze "Jak sobie chcesz" i uśmiechając się opadł na kanapę, zamykając oczy i uśmiechając się lekko. Ku jej zdziwieniu zauważyła, że spodobał jej się jego uśmiech... Jeszcze bardziej niż kiedyś... A jego głupie włosy, aż prosiły się o potarganie...
Jako, iż tego nie zauważała, była bardzo zdumiona, gdy okazało się, że jakiś chłopak się nią interesuje. I to nie byle jaki, a sam Frank Longbottom, który był uważany za jednego z największych przystojniaków w szkole. Zaczęli się spotykać pod koniec szóstej klasy. Od tamtego czasu spotykali się dość regularnie, w wakacje widzieli się nawet co dwa dni. Większość uczniów uważała ich za idealną parę, i prawdopodobnie miała rację.
Dziewczyna zawsze wstawała wcześnie. Jej przyjaciółki cały czas pytały, jak ona tak może, że przecież jeszcze tak długo mogłaby pospać, ale Ally tylko się z nich śmiała.
Tego dnia było podobnie. Obudziła się o szóstej trzydzieści, co uważała za godzinę idealną. Miała wystarczająco dużo czasu, by się przygotować, ale nie aż tyle, by siedzieć bezczynnie i czekać niemożliwie długo na śniadanie.
Gdy już ubrała się w top z krótkim rękawem i dżinsy postanowiła posiedzieć i poczekać jeszcze te pół godziny do posiłku, jakie jej zostało, w Pokoju Wspólnym. Już wcześniej zauważyła, że łóżko Evans jest puste, więc miała nadzieję, że Ruda również siedzi na dole.
Usłyszała głos przyjaciółki jeszcze, gdy była na schodach.
–Serio Syriusz oberwał patelnią?! Za co?! – zapytała zdumiona Evans. Alice przystanęła, zastanawiając się, z kim też rozmawia tamta. Na odpowiedź nie musiała długo czekać.
–Widzisz, moja kochana kuzyneczka stwierdziła, że Młody nieelegancko i przedmiotowo wyraził się o dziewczynie. A Corrie tego nie lubi, jest wybuchowa i... Miała pod ręką patelnię – odpowiedział James, co tak zdumiało Fortesue, że z wrażenia mało nie spadła ze schodów. Nie, ona musiała zobaczyć to na własne oczy! Zbiegła po stopniach i stanęła, widząc Pottera i Lily, siedzących naprzeciw siebie przy stoliku, i rozmawiających jak gdyby nigdy nic.
– O, cześć Al! – powiedział radośnie Rogacz, szczerząc zęby.
–Czekajcie. Zamek stoi, Pokój Wspólny jest cały... Co tu jest grane? – zapytała w odpowiedzi blondynka. – Albo inaczej. Które z was jest klonem o zupełnie innym charakterze?
– A co, już nie można porozmawiać jak człowiek z człowiekiem, tylko trzeba się drzeć? – Lily przewróciła oczami.
– Precz, zły klonie! – krzyknęła Alice, wskakując na oparcie fotela. Po chwili cała trójka śmiała się głośno z zaistniałej sytuacji.
– Wiesz, że egzorcyzmy odprawia się z krzyżem i wodą święconą, prawda? – zapytał po chwili, całkowicie poważnie, James. Wywołało to tylko kolejną falę śmiechu.
– Dobry pomysł. W święta wezmę jeden z krzyży babci, zawlokę się do kościoła po wadę święconą i spróbuję wygonić wariata z ciebie, Potter – oznajmiła Lily, na co Alice prychnęła.
– Jakbyś miała co wyganiać! To Rogaś opętuje innych, a nie inni jego, rozumiesz?
Na rozmowach i utarczkach słownych (przetykanych salwami śmiechu) minęło im te trzydzieści minut, po czym skierowali się na śniadanie.
Najciszej jak umiała, by nie obudzić swych współlokatorek, otworzyła ciężkie, dębowe drzwi dormitorium i zeszła po krętych schodach do Pokoju Wspólnego.
Miała wielką nadzieję nikogo w nim nie spotkać, jednak nie miała tyle szczęścia — na jednej z sof leżał James Potter, wpatrując się w sufit. Włosy miał w zwyczajnym nieładzie, a okulary lekko przekrzywiły mu się na nosie.
-James? - powiedziała, zdumiona. Nawet, jeśli jego zdziwiło towarzystwo w postaci jej osoby, nie okazał tego.
-Nie. Jestem jego złym bratem bliźniakiem. Nazywam się Edward i przyszedłem, by zabić pierwszą osobę, która tutaj wejdzie – odpowiedział spokojnie. – Ale mów mi Królik Zabójca.
Ledwo powstrzymała się od parsknięcia śmiechem, gdy usłyszała o tym Króliku. Uśmiechnęła się lekko i zajęła fotel naprzeciwko chłopaka. Teraz zauważyła, że na jego twarzy gości delikatny uśmiech.
–A więc, Króliku Zabójco. Czemu jeszcze jestem żywa? – zapytała z powagą, która jednak wiele ją kosztowała.
–Bo uznałem, że lepiej założyć z tobą farmę owiec – oznajmił i usiadł i uśmiechnął się szeroko. Lily nie mogła już wytrzymać i zachichotała.
–Świetny pomysł, panie Królik. Pan będzie pracował z owcami, a ja będę robiła kanapki z sałatą i marchewkami.
–Dobry pomysł. Myślisz, że uprawianie marchewek się opłaci? – mruknął, przekrzywiając lekko głowę i udając, że się namyśla.
–Nie, buraki są bardziej opłacalne. A tak na poważnie, to co tu robisz, James? – spytała, chociaż ta rozmowa naprawdę ją śmieszyła.
–Nie mogłem spać. – Wzruszył ramionami. – A ty?
–Zapomniałam dokładnie zasłonić kotary przy łóżku i Słońce, niechże będzie przeklęte!, mnie obudziło – odpowiedziała. – I pomyślałam, że powtórzę sobie transmutację.
– Pomóc ci? – zapytał, unosząc brwi. Powoli pokręciła głową.
–W czytaniu? Chyba sobie poradzę – odpowiedziała, uśmiechając się i zastanawiając, czemu rozmawia z Jamesem Potterem jak z człowiekiem. Nie, czemu ON rozmawia z nią jak z człowiekiem, a nie... jak przez ostatnie sześć lat. Chłopak wzruszył ramionami, mrucząc jeszcze "Jak sobie chcesz" i uśmiechając się opadł na kanapę, zamykając oczy i uśmiechając się lekko. Ku jej zdziwieniu zauważyła, że spodobał jej się jego uśmiech... Jeszcze bardziej niż kiedyś... A jego głupie włosy, aż prosiły się o potarganie...
*~*
Alice była przeciętną osobą, a przynajmniej za taką się uważała. Jej rodzice nie byli ani bogaci, ani biedni. Zawsze było ich stać na wszystko, co było im oraz dwójce ich dzieci potrzebne. Może nie zabierali ich na drogie wakacje, ale rodzina Fortesue nie musiała bać się biedy.
Uczyła się również przeciętnie. Genialna z zaklęć i transmutacji, średnia z zielarstwa i beznadziejna z eliksirów. Gdyby nie pomoc Lily zapewne w ogóle by nie zaliczyła owego przedmiotu.
Charakterem specjalnie się nie wyróżniała. Nie była aż tak pewna siebie jak Dorcas (która, jej zdaniem, czasami była wręcz bezczelna) czy też inteligenta jak Lily czy Ann. Nie wiedziała, że posiadała niezwykły urok osobisty, męska populacja szkoły uważała ją za miłą, całkiem słodką i uroczą. Jej wygląd tylko potęgował to wrażenie. Duże, zielone oczy i długie do pasa, proste blond włosy w połączeniu z długimi nogami i nienaganną figurą sprawiały, że spokojnie mogła uchodzić za piękność.Uczyła się również przeciętnie. Genialna z zaklęć i transmutacji, średnia z zielarstwa i beznadziejna z eliksirów. Gdyby nie pomoc Lily zapewne w ogóle by nie zaliczyła owego przedmiotu.
Jako, iż tego nie zauważała, była bardzo zdumiona, gdy okazało się, że jakiś chłopak się nią interesuje. I to nie byle jaki, a sam Frank Longbottom, który był uważany za jednego z największych przystojniaków w szkole. Zaczęli się spotykać pod koniec szóstej klasy. Od tamtego czasu spotykali się dość regularnie, w wakacje widzieli się nawet co dwa dni. Większość uczniów uważała ich za idealną parę, i prawdopodobnie miała rację.
Dziewczyna zawsze wstawała wcześnie. Jej przyjaciółki cały czas pytały, jak ona tak może, że przecież jeszcze tak długo mogłaby pospać, ale Ally tylko się z nich śmiała.
Tego dnia było podobnie. Obudziła się o szóstej trzydzieści, co uważała za godzinę idealną. Miała wystarczająco dużo czasu, by się przygotować, ale nie aż tyle, by siedzieć bezczynnie i czekać niemożliwie długo na śniadanie.
Gdy już ubrała się w top z krótkim rękawem i dżinsy postanowiła posiedzieć i poczekać jeszcze te pół godziny do posiłku, jakie jej zostało, w Pokoju Wspólnym. Już wcześniej zauważyła, że łóżko Evans jest puste, więc miała nadzieję, że Ruda również siedzi na dole.
Usłyszała głos przyjaciółki jeszcze, gdy była na schodach.
–Serio Syriusz oberwał patelnią?! Za co?! – zapytała zdumiona Evans. Alice przystanęła, zastanawiając się, z kim też rozmawia tamta. Na odpowiedź nie musiała długo czekać.
–Widzisz, moja kochana kuzyneczka stwierdziła, że Młody nieelegancko i przedmiotowo wyraził się o dziewczynie. A Corrie tego nie lubi, jest wybuchowa i... Miała pod ręką patelnię – odpowiedział James, co tak zdumiało Fortesue, że z wrażenia mało nie spadła ze schodów. Nie, ona musiała zobaczyć to na własne oczy! Zbiegła po stopniach i stanęła, widząc Pottera i Lily, siedzących naprzeciw siebie przy stoliku, i rozmawiających jak gdyby nigdy nic.
– O, cześć Al! – powiedział radośnie Rogacz, szczerząc zęby.
–Czekajcie. Zamek stoi, Pokój Wspólny jest cały... Co tu jest grane? – zapytała w odpowiedzi blondynka. – Albo inaczej. Które z was jest klonem o zupełnie innym charakterze?
– A co, już nie można porozmawiać jak człowiek z człowiekiem, tylko trzeba się drzeć? – Lily przewróciła oczami.
– Precz, zły klonie! – krzyknęła Alice, wskakując na oparcie fotela. Po chwili cała trójka śmiała się głośno z zaistniałej sytuacji.
– Wiesz, że egzorcyzmy odprawia się z krzyżem i wodą święconą, prawda? – zapytał po chwili, całkowicie poważnie, James. Wywołało to tylko kolejną falę śmiechu.
– Dobry pomysł. W święta wezmę jeden z krzyży babci, zawlokę się do kościoła po wadę święconą i spróbuję wygonić wariata z ciebie, Potter – oznajmiła Lily, na co Alice prychnęła.
– Jakbyś miała co wyganiać! To Rogaś opętuje innych, a nie inni jego, rozumiesz?
Na rozmowach i utarczkach słownych (przetykanych salwami śmiechu) minęło im te trzydzieści minut, po czym skierowali się na śniadanie.
*~*
Lily śmiało mogła stwierdzić, że pierwszy dzień siódmego roku szkolnego minął jej całkiem nieźle. Było tylko jedno, całkiem zabawne swoją drogą, zdarzenie, które mogłoby popsuć jej humor.
Szła z Huncwotami i dziewczynami korytarzem, rozmawiając, gdy nagle podeszła do nich jakaś obca kobieta, wyglądająca na około dwadzieścia lat, i rzuciła się na szyję Jamesa ze słowami Jimmy!
– Corrine! Co ty tutaj robisz? I puść mnie, bo się uduszę! – odpowiedział zdumiony, ale i rozbawiony Potter.
Lily, widząc to, poczuła dziwne ukłucie w sercu, które szło w parze z osłupieniem. Kim była ta dziewczyna? I czemu tak się zachowuje? Po co się w ogóle przejmuje jakąś tam, pewnie nową laską Pottera? Cały dobry humor uleciał z niej jak powietrze z balona, a przepełniło ją przeciwne uczucie. Gniew.
– Jasne, jasne. Spokojnie! – mruknęła tamta, cofając się. Była o połowę głowy niższa od okularnika, miała długie do pasa, fioletowe włosy, przetykane gdzieniegdzie pasemkami w kolorze gumy balonowej. Jasne, szaro-żółte oczy o kształcie migdałów uśmiechały się do całego świata. Drobny, prosty nosek idealnie dopełniał całości. Może wyglądała trochę ekstrawagancko z tymi fioletowymi włosami, ale wyjątkowo do niej pasowały.
–Corrie, to jest Lily Evans, Syriusza już znasz... Dorcas Meadowes, Alice Fortesue, Ann Lorenc, Remus Lunatyk Lupin i Peter Glizdogon Pettigrew. A to jest Corrine Potter, moja kuzynka – oznajmił James, szczerząc się szeroko i obejmując dziewczynę ramieniem. Potem potargał jej włosy, co spotkało się z wywróconymi oczyma.
Kuzynka? Serio? No tak, przecież opowiadał rano o jakiejś Corrie.. Aż odetchnęła. Z zaskoczeniem stwierdziła, że cały czas wstrzymała oddech, a wypuściła go dopiero po słowie "kuzynka". Ale... Co się z nią działo? Chyba zaczęła się interesować życiem towarzyskim Jamesa... Chyba nie chciała, aby się wpakował w kłopoty, których przez te złamane serca głupiutkich i naiwnych faneczek mu nie brakowało. Tak, to na pewno strzał w dziesiątkę.
Nie zrozumiała wtedy jeszcze, że zaczęła się interesować samym Jamesem, a nie jego lalusiami.
-A więc Corrie, co cię tu sprowadza? Nic nie wspominałaś o przyjeździe - zapytał jeszcze raz Potter i zakłopotany przetarł ręką kark.
–Stwierdziłyśmy z twoją matką, że ktoś wreszcie powinien mieć cię na oku, bo biedni nauczyciele mają cię dosyć – odpowiedziała, po czym trzepnęła go w głowę.
–Ej, za co to! – prychnął, oburzony.
–Za całokształt.
-Czyli Corrine, po co tu przyjechałaś? - odezwał się Syriusz i specjalnie wymówił pełne imię dziewczyny.
-Oo, cześć Black. Jak nie miło mi cię widzieć - puściła mu oczko. - Wiecie... Na mnie już czas. A co do twojego pytania Syriuszku, to dowiecie się jutro. Miło mi was było poznać! - podeszła do Jamesa i głośno powiedziała. Chciała, aby wszyscy to słyszeli, co z tego, że podeszła do kuzyna. - Jimmy, ładna ta twoja dziewczyna! Nie spieprz tego! Pa!
I żywym krokiem odeszła w głąb korytarza, aby po chwili zniknąć za zakrętem.
Ruda cała była czerwona. Co on jej nagadał? Pewnie już cała rodzina o tym wie. A ona dobrze wiedziała, że to było o niej. Nikogo innego tu nie było, a jej przyjaciółki traktuje jak koleżanki. Tego było serio za wiele.
Dupek.
-Lily... - zaczął, ale przerwał i się już nie odezwał, bo dziewczyna posłała mu takie spojrzenie, że gdyby mogła zabijać wzrokiem, to już by go tu z nimi nie było. Uniosła dumnie głowę i poszła w stronę Wieży Gryffindoru. Oni stali w miejscu i przypatrywali się tej scenie w milczeniu. Wyczuli, że Lily tak łatwo się teraz nie przeprosi... Że James jej tak łatwo nie przeprosi.
Chłopak westchnął i załapał się za włosy, jakby chciał je wyrwać. Poprawił okulary i ruszył za dziewczyną. Czy on zawsze musi coś zepsuć? A wydawało się, że mogą się "znosić". Chwila, że ona może jego znosić, bo jakby on mógł nie lubić towarzystwa dziewczyny, którą kocha? Właśnie... Kocha, a ona myśli, że to jakiś głupi żart z jego strony. Ludzie, nie wszystko to co robi to żarty!
Przemieszczał się bardzo szybko. Miał tylko jedną myśl, znaleźć ją.
Przetarła jedną łzę, która jakimś cudem pojawiła się na jej policzku. Nie wiedziała co się z nią dzieje. To było takie okropne uczucie. Niewiedza... Ale do tego dochodziły dwa inne. Radość i złość. Pf. Powinna eksplodować. Było by każdemu lepiej. Może by w końcu ktoś był szczęśliwy? Chyba ona. Ale przecież nie, nic nie idzie po jej myśli. Nawet głupie dotarcie do dormitorium.
Poczuła jak jakaś ręka zaplata się wokół jej nadgarstka i delikatnie, ale stanowczo ciągnie ją do jakiegoś pomieszczenia. Wspaniale. Ktoś zaciąga ją do schowka, bo nic innego to nie przypominało. Kto jest na tyle głupi, by robić coś takiego. Chyba nikt.
A jednak.
-Cholera jasna, Potter! - krzyknęła, gdy oparła się o ścianę i zauważyła zarys, obramówki jego okrągłych okularów i niemal świecące oczy chłopaka. - Czego ty ode mnie chcesz!? Po co mnie tu przeprowadziłeś!? Bo chyba nie po to, aby udawać kreatyna i się na mnie patrzeć! To robisz cały czas, więc nie widzę dzisiaj jakiś okoliczności specjalnych... - krzyknęła, gdy nawet jej nic nie wytłumaczył tylko stał i się gapił.
-Lily, nie krzycz. To po pierwsze, a po drugie to chciałem cię przeprosić, bo widziałem, że cię to zdenerwowało, a nie mam pojęcia dlaczego... Przecież wiesz, że ja mówię o tobie każdemu, więc... - bronił się.
-Ale to jest rodzina! I ona powiedziała, że jestem niby twoją dziewczyną!
-Wiem. Ona to wyolbrzymia. Pytała kiedyś czy kogoś mam to powiedziałem, że jeden rudzielec mi się cholernie podoba, ale niestety nie chce się ze mną nawet umówić. To zapytała kto to, to odpowiedziałem i musiała skojarzyć... - mruknął. - Może też pokazałem zdjęcie... - dodał cichutko.
Siedziała w ciszy i rozmyślała. On chciał tylko pokazać swojej kuzynce obiekt jego westchnień i to zrobił, a ona na niego naskoczyła... Poczuła się okropnie. Przecież to nie jego wina, że się zakochał, choć ona nadal uważała, że robi sobie z niej żarty. A jak powiedział to z randką to zrobiło jej się go trochę szkoda. Ale tylko przez chwilę.
-Przepraszam - przybliżył się o trzy kroki.
-Nie, to ja przepraszam... Ja narobiłam afery o nic, ale dzisiaj mam ciężki dzień. Coś za dużo tych sensacji na jedną dobę... - spuściła wzrok, dobrze, że jest ciemno.
-Teraz mam ci wybaczyć? Hę? - zaczął się droczyć. Mimowolnie się uśmiechnęła.
-Zrobisz co chcesz, Króliku - parsknął śmiechem na to przezwisko. - Ja cię błagać nie będę.
-Chyba ci jednak nie wybaczę - westchnęła teatralnie. - No... Ale jeśli ci tak zależy, to musisz się postarać.
-James, nie będę się tu przed tobą płaszczyć, a po za tym to ja doskonale wiem jakbyś chciał, abym cię przekupiła, ale muszę ci wyznać, że tego nie zrobię.
-Wiesz co! Widać, że mnie nie znasz - dał dwa kroki do Rudej, a ona zdała sobie sprawę jak mały jest ten schowek.
-Jesteś tego taki pewien? - zapytała. - To powiedz mi, co mam niby zrobić, abyś mi wybaczył?
-Hm... Jedna randka lub całus w policzek chyba wystarczą, ale nie wiem czy nie chciałbym gdzieś indziej niż w policzek... Zobaczylibyśmy jaka byś była przekonująca - oczy mu się zaświeciły.
-Ta... I jeszcze raz mi zarzuć, że nie wiem co chodzi ci po tym twoim napuszonym łbie...
Znów cisza. Trawili swoje słowa. Albo po prostu chcieli, aby ta cisza była. Widoczne najbardziej były dwa punkciki. Były to czekoladowe oczy bruneta, który stał bardzo blisko rudej dziewczyny.
-Lily? - odezwał się po chwili.
-Tak?
-Czy... My moglibyśmy jakoś zacząć... Chodzi mi o to czy nie moglibyśmy zostać przyjaciółmi? Nie męczy cię to? Bo ja mam dość twojej ucieczki przede mną i wiem, że ty masz to samo uczucie.
-Tak, też mam tego dość, ale... - zaczęła, a podekscytowany James jej przerwał.
-Czyli zgadzasz się!?
-... ale to nie znaczy, że się zgodzę. James, dla mnie przyjaciel to ktoś komu będę mogła zaufać, poprosić o radę, ktoś kto przy mnie będzie. Tego stanowiska nie użyczam każdemu. Kochany, będziesz musiał się postarać.
Wyminęła go z gracją, co teraz było banalnie łatwe i zastanawiała się dlaczego nie zrobiła tego wcześniej. Odwróciła się jednak, trzymając klamkę. Podeszła do okularnika i go delikatnie pocałowała w policzek. On stał tam osłupiały, a ona już znikała za zakrętem.
******************
Hejo! *o*
No i mamy rozdział drugi ^^ Niestety dopiero po prawie dwóch tygodniach :/ Byłby wcześniej, ale poprawki nas pochłonęły... Przepraszamy ;c
Od wtorku będzie już lżej, więc rozdziały będą się pojawiać wcześniej :)) A wakacje to juź na pewno. Przynajmniej mamy taką nadzieję, bo wiecie, że mamy również inne blogi i one są też dla nas bardzo ważne. A obiecywałyśmy sobie, że nie zaniedbamy tamtych ze względu na ten :))
Notka dłuższa, nie jest taka krótka. Pisana długo, ale to zawdzięczałyśmy również upałom... Limo dzie, jak można siedzieć w domu przez cały dzień w taką pogodę? No nie da się.
Jak Wam się podoba? Mamy nadzieję, że jest chociaż znośny :3
Dziękujemy za komentarze i wyświetlenia, których jest ponad 500! *o* Dziękujemy Wam serdecznie!
Prosimy o zostawienie po sobie śladów ;>>
Zapraszamy:
Kathrine
Ayden
Pozdrawiamy i życzymy udanego tygodnia oraz jak najlepszych ocen :))!
Deers A&K ;**
Kuzynka? Serio? No tak, przecież opowiadał rano o jakiejś Corrie.. Aż odetchnęła. Z zaskoczeniem stwierdziła, że cały czas wstrzymała oddech, a wypuściła go dopiero po słowie "kuzynka". Ale... Co się z nią działo? Chyba zaczęła się interesować życiem towarzyskim Jamesa... Chyba nie chciała, aby się wpakował w kłopoty, których przez te złamane serca głupiutkich i naiwnych faneczek mu nie brakowało. Tak, to na pewno strzał w dziesiątkę.
Nie zrozumiała wtedy jeszcze, że zaczęła się interesować samym Jamesem, a nie jego lalusiami.
-A więc Corrie, co cię tu sprowadza? Nic nie wspominałaś o przyjeździe - zapytał jeszcze raz Potter i zakłopotany przetarł ręką kark.
–Stwierdziłyśmy z twoją matką, że ktoś wreszcie powinien mieć cię na oku, bo biedni nauczyciele mają cię dosyć – odpowiedziała, po czym trzepnęła go w głowę.
–Ej, za co to! – prychnął, oburzony.
–Za całokształt.
-Czyli Corrine, po co tu przyjechałaś? - odezwał się Syriusz i specjalnie wymówił pełne imię dziewczyny.
-Oo, cześć Black. Jak nie miło mi cię widzieć - puściła mu oczko. - Wiecie... Na mnie już czas. A co do twojego pytania Syriuszku, to dowiecie się jutro. Miło mi was było poznać! - podeszła do Jamesa i głośno powiedziała. Chciała, aby wszyscy to słyszeli, co z tego, że podeszła do kuzyna. - Jimmy, ładna ta twoja dziewczyna! Nie spieprz tego! Pa!
I żywym krokiem odeszła w głąb korytarza, aby po chwili zniknąć za zakrętem.
Ruda cała była czerwona. Co on jej nagadał? Pewnie już cała rodzina o tym wie. A ona dobrze wiedziała, że to było o niej. Nikogo innego tu nie było, a jej przyjaciółki traktuje jak koleżanki. Tego było serio za wiele.
Dupek.
-Lily... - zaczął, ale przerwał i się już nie odezwał, bo dziewczyna posłała mu takie spojrzenie, że gdyby mogła zabijać wzrokiem, to już by go tu z nimi nie było. Uniosła dumnie głowę i poszła w stronę Wieży Gryffindoru. Oni stali w miejscu i przypatrywali się tej scenie w milczeniu. Wyczuli, że Lily tak łatwo się teraz nie przeprosi... Że James jej tak łatwo nie przeprosi.
Chłopak westchnął i załapał się za włosy, jakby chciał je wyrwać. Poprawił okulary i ruszył za dziewczyną. Czy on zawsze musi coś zepsuć? A wydawało się, że mogą się "znosić". Chwila, że ona może jego znosić, bo jakby on mógł nie lubić towarzystwa dziewczyny, którą kocha? Właśnie... Kocha, a ona myśli, że to jakiś głupi żart z jego strony. Ludzie, nie wszystko to co robi to żarty!
Przemieszczał się bardzo szybko. Miał tylko jedną myśl, znaleźć ją.
*~*
Poczuła jak jakaś ręka zaplata się wokół jej nadgarstka i delikatnie, ale stanowczo ciągnie ją do jakiegoś pomieszczenia. Wspaniale. Ktoś zaciąga ją do schowka, bo nic innego to nie przypominało. Kto jest na tyle głupi, by robić coś takiego. Chyba nikt.
A jednak.
-Cholera jasna, Potter! - krzyknęła, gdy oparła się o ścianę i zauważyła zarys, obramówki jego okrągłych okularów i niemal świecące oczy chłopaka. - Czego ty ode mnie chcesz!? Po co mnie tu przeprowadziłeś!? Bo chyba nie po to, aby udawać kreatyna i się na mnie patrzeć! To robisz cały czas, więc nie widzę dzisiaj jakiś okoliczności specjalnych... - krzyknęła, gdy nawet jej nic nie wytłumaczył tylko stał i się gapił.
-Lily, nie krzycz. To po pierwsze, a po drugie to chciałem cię przeprosić, bo widziałem, że cię to zdenerwowało, a nie mam pojęcia dlaczego... Przecież wiesz, że ja mówię o tobie każdemu, więc... - bronił się.
-Ale to jest rodzina! I ona powiedziała, że jestem niby twoją dziewczyną!
-Wiem. Ona to wyolbrzymia. Pytała kiedyś czy kogoś mam to powiedziałem, że jeden rudzielec mi się cholernie podoba, ale niestety nie chce się ze mną nawet umówić. To zapytała kto to, to odpowiedziałem i musiała skojarzyć... - mruknął. - Może też pokazałem zdjęcie... - dodał cichutko.
Siedziała w ciszy i rozmyślała. On chciał tylko pokazać swojej kuzynce obiekt jego westchnień i to zrobił, a ona na niego naskoczyła... Poczuła się okropnie. Przecież to nie jego wina, że się zakochał, choć ona nadal uważała, że robi sobie z niej żarty. A jak powiedział to z randką to zrobiło jej się go trochę szkoda. Ale tylko przez chwilę.
-Przepraszam - przybliżył się o trzy kroki.
-Nie, to ja przepraszam... Ja narobiłam afery o nic, ale dzisiaj mam ciężki dzień. Coś za dużo tych sensacji na jedną dobę... - spuściła wzrok, dobrze, że jest ciemno.
-Teraz mam ci wybaczyć? Hę? - zaczął się droczyć. Mimowolnie się uśmiechnęła.
-Zrobisz co chcesz, Króliku - parsknął śmiechem na to przezwisko. - Ja cię błagać nie będę.
-Chyba ci jednak nie wybaczę - westchnęła teatralnie. - No... Ale jeśli ci tak zależy, to musisz się postarać.
-James, nie będę się tu przed tobą płaszczyć, a po za tym to ja doskonale wiem jakbyś chciał, abym cię przekupiła, ale muszę ci wyznać, że tego nie zrobię.
-Wiesz co! Widać, że mnie nie znasz - dał dwa kroki do Rudej, a ona zdała sobie sprawę jak mały jest ten schowek.
-Jesteś tego taki pewien? - zapytała. - To powiedz mi, co mam niby zrobić, abyś mi wybaczył?
-Hm... Jedna randka lub całus w policzek chyba wystarczą, ale nie wiem czy nie chciałbym gdzieś indziej niż w policzek... Zobaczylibyśmy jaka byś była przekonująca - oczy mu się zaświeciły.
-Ta... I jeszcze raz mi zarzuć, że nie wiem co chodzi ci po tym twoim napuszonym łbie...
Znów cisza. Trawili swoje słowa. Albo po prostu chcieli, aby ta cisza była. Widoczne najbardziej były dwa punkciki. Były to czekoladowe oczy bruneta, który stał bardzo blisko rudej dziewczyny.
-Lily? - odezwał się po chwili.
-Tak?
-Czy... My moglibyśmy jakoś zacząć... Chodzi mi o to czy nie moglibyśmy zostać przyjaciółmi? Nie męczy cię to? Bo ja mam dość twojej ucieczki przede mną i wiem, że ty masz to samo uczucie.
-Tak, też mam tego dość, ale... - zaczęła, a podekscytowany James jej przerwał.
-Czyli zgadzasz się!?
-... ale to nie znaczy, że się zgodzę. James, dla mnie przyjaciel to ktoś komu będę mogła zaufać, poprosić o radę, ktoś kto przy mnie będzie. Tego stanowiska nie użyczam każdemu. Kochany, będziesz musiał się postarać.
Wyminęła go z gracją, co teraz było banalnie łatwe i zastanawiała się dlaczego nie zrobiła tego wcześniej. Odwróciła się jednak, trzymając klamkę. Podeszła do okularnika i go delikatnie pocałowała w policzek. On stał tam osłupiały, a ona już znikała za zakrętem.
******************
Hejo! *o*
No i mamy rozdział drugi ^^ Niestety dopiero po prawie dwóch tygodniach :/ Byłby wcześniej, ale poprawki nas pochłonęły... Przepraszamy ;c
Od wtorku będzie już lżej, więc rozdziały będą się pojawiać wcześniej :)) A wakacje to juź na pewno. Przynajmniej mamy taką nadzieję, bo wiecie, że mamy również inne blogi i one są też dla nas bardzo ważne. A obiecywałyśmy sobie, że nie zaniedbamy tamtych ze względu na ten :))
Notka dłuższa, nie jest taka krótka. Pisana długo, ale to zawdzięczałyśmy również upałom... Limo dzie, jak można siedzieć w domu przez cały dzień w taką pogodę? No nie da się.
Jak Wam się podoba? Mamy nadzieję, że jest chociaż znośny :3
Dziękujemy za komentarze i wyświetlenia, których jest ponad 500! *o* Dziękujemy Wam serdecznie!
Prosimy o zostawienie po sobie śladów ;>>
Zapraszamy:
Kathrine
Ayden
Pozdrawiamy i życzymy udanego tygodnia oraz jak najlepszych ocen :))!
Deers A&K ;**
Widzę, że Lily zaczyna coś czuć do Jamesa ♥ Jestem bardzo ciekawa kiedy będą razem :D Rozdział super czekam z niecierpliwością na następny ^^
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo, dużo weny ;*
Pozdrawiam ;)
Tego zdradzić na razie ci nie mogę :)) Ona całe życie coś do niego czuła ;p Zależy jakie uczucia są brane pod uwagę ;v
UsuńKiedyś na pewno ^^ ;***
Dziękujemy ^^
Nie jestem fanką Pottera, ale muszę przyznać, że zaczynam się do tego bloga przekonywać. No, zobaczymy jak będzie dalej.
OdpowiedzUsuńNie zepsuje tego!
Sombra
Dziękujemy! *oo*
UsuńMamy nadzieję, że pozostaniesz z nami dłużej :3
Dziękujemy za komentarz ;*
Rozdziale wspaniały. Widzę że Lilka zaczyna zauważać że Rogacz jest wspaniałym chłopakiem i powoli chyba zaczyna coś czuć do niego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Gabriela Black
Dziękujemy serdecznie ;**
UsuńEch... Nie będę Wam spojerować, ale zdradzę, że "coś" może ;3
Ta, Rogacz jest cuudownym chłopakiem ♥
Również ;**
Dziękujemy za komentarz ;**
Witajcie,
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę świetny. James jest taki kochany ♡ Dobrze, że Lily zaczęła się do niego przekonywać i z nim normalnie rozmawiać. I była zazdrosna o jego kuzynkę! W końcu uświadomi sobie, że jej na nim zależy.
Rozbawił mnie ten "Królik Zabójca" :D Płaczę normalnie ;D
Zauważyłam kilka literówek, ale to nic.
Lily pocałowała go w policzek!!!! On jej się zaczyna podobać.
Rzeczywiście słodkie to było, jak ją przepraszał w tym składziku ♡.♡ To najwspanialszy facet na świecie :)
Pewnie o czymś zapomniałam, ale już chyba większość napisałam.
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny :)
Optimist
[the-emerald-eyes.blogspot.com]
Heu! :D
UsuńDziękujemyy <33
Możliwe, oj kochana możliwe :D
Tak.. Takie teksty tylko od Ayden :D ♥
Serio? Mogłabyś wskazać gdzie? Bo to było potem już tak na chaotycznie sprawdzane...
Hmm... Bardziej chciałam się do tego odnieść, że chciała, aby jej wybaczył, no, ale taka wersja też może być :D Może nawet nie jest taka zła? Kto wie..
Zgadzam się... A ludzie mówią, że taki okropny. Pf. Sami są okropni :D :P
Wzajemnie ;**
Ps. Kiedy rozdział u ciebie? :D Czekam z utęsknieniem :3
Niby taka oklepana historia, taka jak zawsze. James się zmienia Lily nagle się zakochuje, a w około wojna.Wasze opowiadanie na razie nie różni się od innych, ale tyle wystarczy, abyście mnie urzekły. W tyh dwóch tekstach było coś dzięki czemu moge się zakochać w tym opowiadaniu. Nie wiem, może to poczucie humoru autorki rozdziału drugiego? Albo dobre treści? Zobaczymy jak to się potoczy i wtedy może więcej się wypowiem. Mimo wszytko muszę przyznać, że podobało mi się. Wasza Lily jest niezwykła. Na szczęście nie jest to blog z kolejną perfekcyjną panną Evans, takich mam już po dziurki w nosie. Wasza Lily jest taka zwyczajna, wyluzowana nie taka cięta na Jamesa. Ten całus w policzek. Ja sobie nie wyobrażam jak James musiał być osłupiały. Myślę, że Lily dopiero teraz odnajduje się w swoich uczuciach jednak nie potrafi ich na razie poprawnie zinterpretować :) Pozdrawiam i weny życzę ;)
OdpowiedzUsuńDziękujemy! Postaramy się tego nie 'zepsuć'.
UsuńPisząc pierwszą część tego rozdziału jakoś nie byłam przekonana, czy to aby na pewno dobry pomysł, ale stwierdziłam, że w końcu są w siódmej klasie, więc chyba są za starzy na fochy od samego rana.
Scenę pocałunku w policzek opisała Kath, więc w tej sprawie do niej ;)
O! Jednak zawitałaś do nas! Jak fajnie ^^
UsuńWow... Milutko! ♥ Bardzo nas to cieszy, serio :3
Uwierz, że był baardzo :D W końcu to nie codziennie dostaje się takiego całusa od Panny Evans, prawda? :3 Jeszcze go dostał ON! :D
Zinterpretuje swoje uczucia, ale zajmie jej to "trochę"(...) czasu :)
Dziękujemy za komentarz! :)) Rozdział już jest pisany ;*