środa, 24 czerwca 2015

3. Nietypowy nauczyciel i lekcja.

Wpatrywała się zaspanym wzrokiem przed siebie. Przed chwilą wstała, a nie był to wspaniały poranek. Musiała się spieszyć, by cokolwiek zjeść. W ekspresowym tempie ubrała się i załatwiła poranną toaletę, aby po chwili iść korytarzami Hogwartu i zmierzać do Wielkiej Sali.
Wczoraj do późna myślała o tym co zrobiła. Pocałowała Jamesa. Wprawdzie w policzek, ale pocałowała. Chciała żeby jej wybaczył, więc nawet się zbytnio nie zastanawiała, a mogła to zrobić. To był jej błąd, a ona po części tego żałowała. A dlaczego po części? Dlatego, że jej podświadomość szeptała jej, że dobrze zrobiła. Głupie sprzeczne uczucia. Przez nie zawsze są problemy. Zawsze.
Ujrzała śmiejące się dziewczyny, a obok nich tryskających radością Huncwotów. Black właśnie jadł jajecznicę i mało co nie wyleciała mu z ust, tak się rechotał, i to na całe gardło. Jeśli zna się Syriusza chociażby przez parę dni to można śmiało stwierdzić, że jego śmiech jest głośny i w sumie całkiem ładny. A jak już zaczął się chichrać to nie mógł przez kilka minut przestać.
Potter zresztą wcale nie był lepszy - miał coś czerwonego, pewnie ketchup, na nosie i policzkach, a widząc jego klatkę piersiową, można było stwierdzić, że ciężko oddycha, pewnie dlatego, że wręcz pokładał się na stole. Zastanawiała się, marszcząc brwi, co ich tak bawi. A najgorsze było to, że nawet na nią nie poczekali. Poczuła się jak egoistka, ale taka była prawda.
Podeszła pewnym krokiem do jej stołu, a na plecach czuła spojrzenia innych. Świetnie, gapcie się, bo nie widzieliście nigdy dziewczyny, która chce iść zjeść śniadanie. Wyczuła również świdrujący wzrok jednego Ślizgona, ale na to tylko prychnęła w myślach.
Usiadła na swoim miejscu, prostując się i rozglądając po znajomych twarzach. Każdy z nich był zatracony w rozmowie i nikt, oprócz pewnego bruneta, nie zauważył, że przyszła.
- Lily! - zawołał radośnie, a na jego twarzy nadal była ta maź. - Nasza Śpiąca Królewna nareszcie wstała!
Po tych słowach każdy spojrzał w jej stronę i kąciki ich ust uniosły się do góry, a potem mówili jedno po drugim zwykłe "Hej", czy "Cześć".
- Nazwij mnie tak jeszcze raz, to nie wiem czy jedyną czerwoną rzeczą na twojej twarzy i ciele będzie ten ketchup - odwarknęła i zaczęła robić sobie kanapki.
- Ciele? Czerwona? Evans, chcesz zrobić Rogaczowi malinki? - zażartował Syriusz, a dziewczyna zgromiła go wzrokiem.
- Tak, to jest jedyna rzecz, której teraz pragnę, Black - mówiła z ironią w głosie, lecz chyba nie każdy ją wyczuł, bądź nie chciał jej wyczuć.
Dorcas zadławiła się jedzeniem, bo wiedziała, że to co powiedziała jej przyjaciółka będzie ją dużo kosztowało, Remus oderwał wzrok znad gazety, którą jeszcze przed chwilą czytał, pewnie zainteresowała go ta "scenka", Łapa się wyszczerzył, a James popatrzył na nią szeroko otwartymi oczami, w których można było nawet z daleka dostrzec iskierki szczęścia, i buzią.
- Lily, wiedziałem, że na mnie lecisz. Zaraz są lekcje, ale chyba zdążymy iść do łazienki lub możemy sobie odpuścić dziś lekcje i iść do mojego dormitori... - i urwał, bo niczego nieświadomy dostał z otwartej ręki w twarz. Zdumiony przyłożył dłoń do tego miejsca i zmrużył gniewnie oczy. Rozejrzał się i szukał sprawcy tego wydarzenia. Całą swoją uwagę skupił na drobnej dziewczynie siedzącej naprzeciwko. Zielone oczy smętnie patrzyły na kromkę chleba, którą teraz smarowała.  Czyli to Evans, tak? Pokazuje pazurki...
Syriusz i Remus wciągnęli powietrze ze świstem i popatrzyli na niego. Nawet go to nie zdenerwowało, przeciwnie, zaintrygowało. To w niej lubił najbardziej. Nie mógł spodziewać się jej reakcji i nie była jak inne. Była wyjątkowa.
- Evans, czy ty mnie uderzyłaś? - postarał się brzmieć spokojnie i chyba jakoś mu to wyszło.
- Nie Potter, wściekły pomidor to zrobił - rzuciła szorstkim tonem, na co niektórzy zachichotali. - Należało ci się.
- A mogę chociaż wiedzieć za co dostałem?! - krzyknął poirytowany.
- Za ładną buźkę, wiesz? - odpowiedziała słodko.
- Uważasz, że jestem przystojny? - poruszył śmiesznie brwiami.
Dziewczyna już nie wytrzymała. Spiorunowała go wzrokiem, wstając i poprawiając torbę na ramieniu. Odwróciła się, chcąc ukryć uśmieszek, który mimo woli wtargnął na jej usta i dumnie przeszła przez pomieszczenie, a potem już nie było jej widać.
- Hm... Lily to chyba nowa generacja Śpiącej Królewny, która nie potrzebuje księcia... - mruknął Syriusz i wrócił do dokończania śniadania.

*~*
Siedziała na podłodze, opierając plecy i głowę na ścianie. Czekała na korytarzu, aż zadzwoni dzwonek, sygnalizujący początek lekcji. Z ulgą stwierdziła, że prawie cały stres i ten jej kiepski humor wyleciały z niej. Jedyną zagadką był nowy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią, która miała się zaraz zacząć. Na początku tego roku, wyjątkowo Dumbledore nie przedstawił kto będzie zajmował to stanowisko. Powiedział tylko, że jest to ktoś nowy i doświadczony, a poznają go na zajęciach.
Tak, więc grzecznie nikomu nie przeszkadzała i sama miała spokój. Od śniadania nie odzywała się do nikogo z wyjątkiem dziewczyn. Jakoś nie miała nastroju, a wydarzenia na śniadaniu jeszcze ją do tego zniechęciły, a nikt na szczęście nie poruszał już tego tematu. Pewnie odpowiedziała by, że "wstała lewą nogą", bądź zrzuciła wszystko na "kobiece sprawy".
James jeszcze wczoraj proponował jej przyjaźń, a teraz? Kpi sobie z niej i dobrze wie, że ona tego nie znosi. Tak, brnij w to dalej, a na pewno uraczy cię swoją przyjaźnią. Niedoczekanie. A może to ona zbyt gwałtownie zareagowała? Nie. Należało mu się. Nauczy się, że z nią nie może grać w te jego chore gierki. Chętnie myślałaby jeszcze chwilę, ale rozległ się dzwonek, a uczniowie wchodzili do klasy. Ona zrobiła to samo. Usiadła w ławce z Dorcas, która posłała jej uśmiech, a ona go odwzajemniła. Sięgając do torby po książki, uderzyła kogoś łokciem w ramię.
- Przepraszam, nie zauważyłam cię. Nic ci nie jest?... - zapytała i przerwała, bo zauważyła kogo walnęła. Dwa brązowe punkcik jej się przyglądały, a w nich było widać tylko iskierki szczęścia, na pewno nie bólu. Zatopiła się w nich przez chwilę, ale potem oprzytomniała. Musiała przyznać, że oczy to on ma śliczne.
- Nic się nie stało, Lily - powiedział miękkim głosem. - Mógłbym dostać jeszcze raz, żeby tylko usłyszeć to "Przepraszam" z twoich ust.
Parsknęła śmiechem. Chciał ją ewidentnie rozśmieszyć.
- Czyli mogę cię uderzyć!? - krzyknęła szczęśliwa i zatarła dłonie. Teraz to on się roześmiał.
- Jasne, że nie - puścił jej oczko, a ona westchnęła teatralne.
- Cisza! Wszyscy proszę na miejsca! - dobiegł ich kobiecy głos z przodu klasy. Od razu się odwrócili, bo myśleli, że to nauczyciel. Jednak tego się nie spodziewali.
- Corrine? Co ty tutaj robisz?! Jeśli chcesz coś od nauczyciela, to zaraz powinien się zjawić... - zapytał zdumiony James i podszedł do swojego stolika, który dzielił z Syriuszem.
- Tak, James. Chciałam się go zapytać, czy ma jakieś ciekawe książki na ten temat... Niestety okazuje się, że nie mam, smutne - oświadczyła i usiadła za biurkiem profesorskim.
Chłopaki wymienili spojrzenia i zmarszczyli czoła, widać było, że nad czymś intensywnie rozmyślają.
- Czekaj, czekaj... Czyli to znaczy, że TY nas będziesz uczyć!? - zbulwersował się Syriusz i wstał.
- Widzę, że jednak używasz czasem mózgu, który jak widać posiadasz, Syriuszku - uśmiechnęła się, przestała patrzeć na niego i postanowiła, że wreszcie coś powie do wszystkich, bo z nimi może się kłócić cały dzień, a nie po to tu jest. - Tak, więc... Witam! Jak widzicie w tym roku to ja będę uczyła was tego przedmiotu. Nazywam się Corrine Potter... - na dźwięk tego nazwiska w klasie zabrzmiały szepty. -... I mam nadzieję, że ten rok będzie ciekawy, a nasza wspólna praca będzie owocna. Jestem tutaj, aby was czegoś nauczyć, więc nie będę tolerować głupich odzywek, spóźnień, brak prac domowych. W szczególności u tych dwóch panów - wskazała palcem na Rogacza i Łapę, a oni aż nie dowierzali. - Ale to nie znaczy, że macie tutaj siedzieć i zachowywać się jakbyście czekali na wyrok. Po prostu zachowujcie się w miarę przyzwoicie, okey? Dobra... Jakieś pytania? - znów się uśmiechnęła.
James podniósł błyskawicznie rękę, prawie przy tym spadając z krzesła.
- Tak, panie... - zapytała i udawała, że nie zna jego nazwiska, że pierwszy raz go widzi na oczy. Chciała aby ją nakierował, a niektórych bardzo to śmieszyło.
- Potter, do cholery! - krzyknął. - Corrie, nie denerwuj mnie! TY będziesz nas uczyć!?
- A nie widać, Jimmy? - pokazała swoje białe, równe zęby.
Ruda zachichotała... To będzie na pewno ciężki rok dla nich. Zawsze coś szykowali dla nowych nauczycieli, a teraz chyba nic nie zrobią... Chłopak usiadł na swoim miejscu i zacisnął dłoń w pięść. Widać było, że to nie była dla niego łatwa sytuacja.
- Niezła ta pani profesor... - powiedział jakiś chłopak przed Jamesem, a on już zaraz uderzył go ręką w tył głowy, a tamten zasyczał z oburzenia. Teraz młody Potter już był zły. Aż z niego to emanowało...
- To. Będzie. Najgorszy. Rok. W. Życiu - mruknął i oparł się na łokciu.
- Nie wierzę, że to będzie moja nauczycielka... - dało się usłyszeć smętny głos Syriusza.
- Też cię kocham, kuzyneczku! Nareszcie będę mogła zemścić się za strzelanie z moich staników... - klasa się zaśmiała, a Syriusz momentalnie pobladł i wyprostował się na krześle, w ona zwróciła się do Pottera.  - Jimmy, kochanieńki, co jest?
- Nie mów już tak do mnie. Już nie jesteś moją kuzynką - odparł z lekkim smutkiem i zmrużył oczy.
- Tak, tak... Zobaczymy jak będziesz czegoś chciał - mrugnęła w jego stronę. - Dobra. Sprawdźmy obecność.
Wyczytywała nazwiska, przeszywała wszystkie osoby wzrokiem, zatrzymywała się i uśmiechała przy tych znajomych, a szczególnie przy Huncwotach.
- Lily Evans... - wpatrywała się w nią i wyszczerzyła do niej. Ona chyba nigdy nie była smutna. Ściszyła głos. - Lily Potter... Ładnie...
Evansówna jednak wszystko bardzo dobrze usłyszała i jak było widać, nie tylko ona. James pokazał zęby w tym jego "olśniewającym" uśmiechu, na który leci ogromna ilość dziewczyn i obrócił się w jej stronę, a ona była z pewnością czerwona jak burak. Zacisnęła rękę, aż jej knykcie pobielały. A myślała, że jednak da sobie z tym spokój... Myliła się, ale wiedziała, że ona to mówi w formie żartu, choć tutaj była całkiem poważna. Miała chociaż nadzieję, że nie będzie nic więcej na temat ich "związku", który z pewnością nie istnieje i nie będzie istniał. Nadzieja matką głupich, jak to mówią.

Corrine okazała się genialną nauczycielką. Przez resztę lekcji obyło się bez jej żartów, na poważnie zabrała się do prowadzenia zajęć.
Gdy rozbrzmiał dzwonek Lily wstała i wyszła, zastanawiając się, czy profesor Binns nadal jest tak samo nudny, jak w zeszłym roku, czy może w tym dał sobie spokój.
- Lily! Lily, ej, zaczekaj! - Usłyszała za sobą głos Jamesa. Odwróciła się ze zdumieniem do chłopaka, który zahamował przed nią, szczerząc zęby.
- Tak? - zapytała, starając się, by w jej głosie nie brzmiała żadna nieuprzejma nuta. Udało się, z czego była co najmniej dumna.
- Umówisz się ze mną? - wypalił. W duchu westchnęła. A już myślała, że da spokój! Otwierała właśnie usta, by mu odmówić, gdy on dokończył: - Spokojnie! Żartowałem!
Wyszczerzył się, chcąc ukryć grymas, a ona parsknęła krótko śmiechem.
- A szkoda, bo już miałam się zgodzić... - Ujrzała niedowierzanie na jego twarzy, i uzupełniła: - O ile byłoby to przyjacielskie wyjście.
- W takim razie... Czy umówisz się ze mną na przyjacielskie spotkanie? - spytał uroczystym tonem, prostując się jak struna.
Zaczerpnęła powietrza i zaczęła się zastanawiać. W jej głowie pojawiła się lista z "tak" i "nie". W sumie to co ma do stracenia? Najbardziej bała się, że James może sobie coś pomyśleć, a ona na pewno nie chce z nim związku. Bała się, że go tym urazi, a on się załamie, ale przecież... Nic nie robił sobie z tego, że ona go odpychała, a robiła to dość często. Może jak się w końcu zgodzi, choć to nie była randka, to w końcu da z tym spokój i zrozumie, że ona nie jest dla niego i on nie jest dla niej? Kompletne przeciwieństwa! Zresztą... On na pewno nie bierze tego na poważnie. Nie może. On po prostu nic do niej nie czuje, a próbuje wmówić sobie i jej, że tak. Przejrzała jeszcze raz listę, niestety minusów było więcej... Ale... To kluczowe pytanie. "Co ma do stracenia"? Nic.
- Em... Chętnie - uśmiechnęła się. Może coś straci, ale trudno. Raz się żyje.
- Serio? - spytał i wytrzeszczył oczy, a potem wziął rękę na czoło dziewczyny. - Lily, na pewno? Ty nie jesteś chora czy coś?
- Jak się nie ogarniesz to się rozmyślę... - mruknęła.
- Przepraszam... Po prostu... Wiesz... Prosiłem cię o to już parę ładnych lat, a ty mnie odrzucałaś... - w jego głosie dało się wyczuć ból.
- Wiem, ale ty prosiłeś o randkę, a to jest przyjacielskie spotkanie, prawda?
- Tak, no tak... - westchnął ciężko cichutko.
Lily patrzyła tępo w swoje paznokcie, a James w podłogę. Było strasznie niezręcznie.
- To ja... Ja już pójdę, James. Miłego dnia - odwróciła się z zamiarem pójścia na następną lekcje, ale chłopak złapał ją za nadgarstek, obracając do siebie.
- Dziękuję... Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy... - przybliżył się i pocałował w policzek, a potem, patrząc krótko w jej oczy, odszedł korytarzem, kierując się w stronę sali lekcyjnej.
Lily postała trochę i pomyślała, że coś za dużo tych bezkarnych pocałunków od początku roku szkolnego.
Wypuściła mocno powietrze i poszła śladami bruneta.

********************
Cześć!
Jestem z nowym, cieplutkim rozdziałem, który tylko czeka aż go przeczytacie!
Notka po 10 dniach... Późno? Nie wiem... Lekko mi się go pisało, ale niestety nie miałam tyle czasu :/ Dzisiaj nie byłam w szkole i specjalnie pisałam, bo tak czy siak to w szkole nie piszę, raczej czytam, bo jak coś chcę nabazgrolić to zaraz ktoś "Co robisz? Pokażesz?", a to jest takie denerwujące... Niektórzy nawet nie pytają tylko patrzą przez ramię, a ja tego nie lubię :v (~Kath)
To tak... Co do treści:
Liczymy na to, że wam się spodoba :D Panna Evans ma tutaj humorki i pokazuje, że nie da, aby ktoś nią rządził i wgl :) Zaznaczę, że ona się z nim nie umówiła na randkę tylko na spotkanie, wiecie... Takie jak z przyjaciółką, żeby się wygadać lub spędzić razem czas, tylko z "przyjacielem" ;) Więc nie róbcie jakiś założeń, że jest łatwo i ona jest dla niego miękka czy coś, ale... Powiedzmy, że zrobiło jej się go szkoda :))
Spodziewaliście się, że Corrie przyjechała tutaj z taką niespodzianką? :D
Dziękujemy za ponad 700 wyświetleń! Nawet nie wiecie ile to dla nas znaczy i jak wejścia z komentarzami są dla nas ważne i motywujące!
Następny rozdział... Hm... Patrzcie w "Aktualnościach", może Ayden zaktualizuje ;) A no i też "Stan rozdziału" będzie się zmieniał, więc zaglądajcie! :D
Czekamy na wasze komentarze!
Jeśli by były błędy to piszcie, bo rozdział sprawdzany, ale jesteśmy też ludźmi, prawda? :3

Zapraszamy na nasze blogi:
Ayden
Kathrine
Ayden założyła również nowego bloga! (KLIK) 

Pozdrawiamy i ściskamy!

Ayd i Kath ;** ♥




niedziela, 14 czerwca 2015

2. Corrine Potter

Promienie Słońca przeciskały się między niedokładnie zasłoniętymi kotarami przy łóżku panny Evans. Wspomniana, przeklinając w duchu swoją wieczorną niedokładność, usiadła na posłaniu, przecierając oczy. Jej wzrok od razu powędrował do wiszącego nad drzwiami zegara, który wskazywał dopiero piątą piętnaście. Lily westchnęła i, wiedząc, że nie uśnie, powlokła się do łazienki. 
Poprzedniego dnia, a raczej wieczora, zostawiła tam swoją szkolną szatę oraz normalne, o niebo i Ziemię wygodniejsze ubrania — kremowy, wyciągnięty sweterek z czarnym kotem oraz dżinsy. 
Po kilku minutach, potrzebnych na króciutki prysznic i wciągnięcie na siebie ubrań, stanęła ze szczotką w ręce przed lustrem. Zobaczyła w nim bladą, piegowatą siedemnastolatkę z długimi rudymi włosami, obecnie w nieładzie, oraz szmaragdowymi oczami. To lubiła w sobie najbardziej — piękne, duże oczy o tym niezwykłym kolorze. 
Związała włosy w kucyka, lekko się umalowała i z nową energią wymaszerowała z pomieszczenia. 
Westchnęła, widząc, że minęło tylko piętnaście minut i ma jeszcze całe półtorej godziny do śniadania. Nie mając nic lepszego do roboty sięgnęła do torby po książkę od transmutacji i postanowiła trochę sobie powtórzyć przed lekcjami.
Nigdy nie była wybitna z tego przedmiotu, ale nie przejawiała również tendencji do zostania najgorszą uczennicą. Szło jej raczej przeciętnie, ale to Rudej wystarczało.
Najciszej jak umiała, by nie obudzić swych współlokatorek, otworzyła ciężkie, dębowe drzwi dormitorium i zeszła po krętych schodach do Pokoju Wspólnego.
Miała wielką nadzieję nikogo w nim nie spotkać, jednak nie miała tyle szczęścia — na jednej z sof leżał James Potter, wpatrując się w sufit. Włosy miał w zwyczajnym nieładzie, a okulary lekko przekrzywiły mu się na nosie.
-James? - powiedziała, zdumiona. Nawet, jeśli jego zdziwiło towarzystwo w postaci jej osoby, nie okazał tego.
-Nie. Jestem jego złym bratem bliźniakiem. Nazywam się Edward i przyszedłem, by zabić pierwszą osobę, która tutaj wejdzie – odpowiedział spokojnie. – Ale mów mi Królik Zabójca.
Ledwo powstrzymała się od parsknięcia śmiechem, gdy usłyszała o tym Króliku. Uśmiechnęła się lekko i zajęła fotel naprzeciwko chłopaka. Teraz zauważyła, że na jego twarzy gości delikatny uśmiech.
–A więc, Króliku Zabójco. Czemu jeszcze jestem żywa? – zapytała z powagą, która jednak wiele ją kosztowała.
–Bo uznałem, że lepiej założyć z tobą farmę owiec – oznajmił i usiadł i uśmiechnął się szeroko. Lily nie mogła już wytrzymać i zachichotała.
–Świetny pomysł, panie Królik. Pan będzie pracował z owcami, a ja będę robiła kanapki z sałatą i marchewkami.
–Dobry pomysł. Myślisz, że uprawianie marchewek się opłaci? – mruknął, przekrzywiając lekko głowę i udając, że się namyśla.
–Nie, buraki są bardziej opłacalne. A tak na poważnie, to co tu robisz, James? – spytała, chociaż ta rozmowa naprawdę ją śmieszyła.
–Nie mogłem spać. – Wzruszył ramionami. – A ty?
–Zapomniałam dokładnie zasłonić kotary przy łóżku i Słońce, niechże będzie przeklęte!, mnie obudziło – odpowiedziała. – I pomyślałam, że powtórzę sobie transmutację.
– Pomóc ci? – zapytał, unosząc brwi. Powoli pokręciła głową.
–W czytaniu? Chyba sobie poradzę – odpowiedziała, uśmiechając się i zastanawiając, czemu rozmawia z Jamesem Potterem jak z człowiekiem. Nie, czemu ON rozmawia z nią jak z człowiekiem, a nie... jak przez ostatnie sześć lat. Chłopak wzruszył ramionami, mrucząc jeszcze "Jak sobie chcesz" i uśmiechając się opadł na kanapę, zamykając oczy i uśmiechając się lekko. Ku jej zdziwieniu zauważyła, że spodobał jej się jego uśmiech... Jeszcze bardziej niż kiedyś... A jego głupie włosy, aż prosiły się o potarganie...
*~*
Alice była przeciętną osobą, a przynajmniej za taką się uważała. Jej rodzice nie byli ani bogaci, ani biedni. Zawsze było ich stać na wszystko, co było im oraz dwójce ich dzieci potrzebne. Może nie zabierali ich na drogie wakacje, ale rodzina Fortesue nie musiała bać się biedy.
Uczyła się również przeciętnie. Genialna z zaklęć i transmutacji, średnia z zielarstwa i beznadziejna z eliksirów. Gdyby nie pomoc Lily zapewne w ogóle by nie zaliczyła owego przedmiotu. 
Charakterem specjalnie się nie wyróżniała. Nie była aż tak pewna siebie jak Dorcas (która, jej zdaniem, czasami była wręcz bezczelna) czy też inteligenta jak Lily czy Ann. Nie wiedziała, że posiadała niezwykły urok osobisty, męska populacja szkoły uważała ją za miłą, całkiem słodką i uroczą. Jej wygląd tylko potęgował to wrażenie. Duże, zielone oczy i długie do pasa, proste blond włosy w połączeniu z długimi nogami i nienaganną figurą sprawiały, że spokojnie mogła uchodzić za piękność.
Jako, iż tego nie zauważała, była bardzo zdumiona, gdy okazało się, że jakiś chłopak się nią interesuje. I to nie byle jaki, a sam Frank Longbottom, który był uważany za jednego z największych przystojniaków w szkole. Zaczęli się spotykać pod koniec szóstej klasy. Od tamtego czasu spotykali się dość regularnie, w wakacje widzieli się nawet co dwa dni. Większość uczniów uważała ich za idealną parę, i prawdopodobnie miała rację.

Dziewczyna zawsze wstawała wcześnie. Jej przyjaciółki cały czas pytały, jak ona tak może, że przecież jeszcze tak długo mogłaby pospać, ale Ally tylko się z nich śmiała.
Tego dnia było podobnie. Obudziła się o szóstej trzydzieści, co uważała za godzinę idealną. Miała wystarczająco dużo czasu, by się przygotować, ale nie aż tyle, by siedzieć bezczynnie i czekać niemożliwie długo na śniadanie.
Gdy już ubrała się w top z krótkim rękawem i dżinsy postanowiła posiedzieć i poczekać jeszcze te pół godziny do posiłku, jakie jej zostało, w Pokoju Wspólnym. Już wcześniej zauważyła, że łóżko Evans jest puste, więc miała nadzieję, że Ruda również siedzi na dole.
Usłyszała głos przyjaciółki jeszcze, gdy była na schodach.
–Serio Syriusz oberwał patelnią?! Za co?! – zapytała zdumiona Evans. Alice przystanęła, zastanawiając się, z kim też rozmawia tamta. Na odpowiedź nie musiała długo czekać.
–Widzisz, moja kochana kuzyneczka stwierdziła, że Młody nieelegancko i przedmiotowo wyraził się o dziewczynie. A Corrie tego nie lubi, jest wybuchowa i... Miała pod ręką patelnię – odpowiedział James, co tak zdumiało Fortesue, że z wrażenia mało nie spadła ze schodów. Nie, ona musiała zobaczyć to na własne oczy! Zbiegła po stopniach i stanęła, widząc Pottera i Lily, siedzących naprzeciw siebie przy stoliku, i rozmawiających jak gdyby nigdy nic.
– O, cześć Al! – powiedział radośnie Rogacz, szczerząc zęby.
–Czekajcie. Zamek stoi, Pokój Wspólny jest cały... Co tu jest grane? – zapytała w odpowiedzi blondynka. – Albo inaczej. Które z was jest klonem o zupełnie innym charakterze?
– A co, już nie można porozmawiać jak człowiek z człowiekiem, tylko trzeba się drzeć? – Lily przewróciła oczami.
– Precz, zły klonie! – krzyknęła Alice, wskakując na oparcie fotela. Po chwili cała trójka śmiała się głośno z zaistniałej sytuacji.
– Wiesz, że egzorcyzmy odprawia się z krzyżem i wodą święconą, prawda? – zapytał po chwili, całkowicie poważnie, James. Wywołało to tylko kolejną falę śmiechu.
– Dobry pomysł. W święta wezmę jeden z krzyży babci, zawlokę się do kościoła po wadę święconą i spróbuję wygonić wariata z ciebie, Potter – oznajmiła Lily, na co Alice prychnęła.
– Jakbyś miała co wyganiać! To Rogaś opętuje innych, a nie inni jego, rozumiesz?
Na rozmowach i utarczkach słownych (przetykanych salwami śmiechu) minęło im te trzydzieści minut, po czym skierowali się na śniadanie.
*~*
Lily śmiało mogła stwierdzić, że pierwszy dzień siódmego roku szkolnego minął jej całkiem nieźle. Było tylko jedno, całkiem zabawne swoją drogą, zdarzenie, które mogłoby popsuć jej humor.
Szła z Huncwotami i dziewczynami korytarzem, rozmawiając, gdy nagle podeszła do nich jakaś obca kobieta, wyglądająca na około dwadzieścia lat, i rzuciła się na szyję Jamesa ze słowami Jimmy! 
– Corrine! Co ty tutaj robisz? I puść mnie, bo się uduszę! – odpowiedział zdumiony, ale i rozbawiony Potter. 
Lily, widząc to, poczuła dziwne ukłucie w sercu, które szło w parze z osłupieniem. Kim była ta dziewczyna? I czemu tak się zachowuje? Po co się w ogóle przejmuje jakąś tam, pewnie nową laską Pottera? Cały dobry humor uleciał z niej jak powietrze z balona, a przepełniło ją przeciwne uczucie. Gniew. 
– Jasne, jasne. Spokojnie! – mruknęła tamta, cofając się. Była o połowę głowy niższa od okularnika, miała długie do pasa, fioletowe włosy, przetykane gdzieniegdzie pasemkami w kolorze gumy balonowej. Jasne, szaro-żółte oczy o kształcie migdałów uśmiechały się do całego świata. Drobny, prosty nosek idealnie dopełniał całości. Może wyglądała trochę ekstrawagancko z tymi fioletowymi włosami, ale wyjątkowo do niej pasowały. 
–Corrie, to jest Lily Evans, Syriusza już znasz... Dorcas Meadowes, Alice Fortesue, Ann Lorenc, Remus Lunatyk Lupin i Peter Glizdogon Pettigrew. A to jest Corrine Potter, moja kuzynka – oznajmił James, szczerząc się szeroko i obejmując dziewczynę ramieniem. Potem potargał jej włosy, co spotkało się z wywróconymi oczyma.
Kuzynka? Serio? No tak, przecież opowiadał rano o jakiejś Corrie..  Aż odetchnęła. Z zaskoczeniem stwierdziła, że cały czas wstrzymała oddech, a wypuściła go dopiero po słowie "kuzynka". Ale... Co się z nią działo? Chyba zaczęła się interesować życiem towarzyskim Jamesa... Chyba nie chciała, aby się wpakował w kłopoty, których przez te złamane serca głupiutkich i naiwnych faneczek mu nie brakowało. Tak, to na pewno strzał w dziesiątkę.
Nie zrozumiała wtedy jeszcze, że zaczęła się interesować samym Jamesem, a nie jego lalusiami.
-A więc Corrie, co cię tu sprowadza? Nic nie wspominałaś o przyjeździe - zapytał jeszcze raz Potter i zakłopotany przetarł ręką kark.
–Stwierdziłyśmy z twoją matką, że ktoś wreszcie powinien mieć cię na oku, bo biedni nauczyciele mają cię dosyć – odpowiedziała, po czym trzepnęła go w głowę.
–Ej, za co to! – prychnął, oburzony.
–Za całokształt.
-Czyli Corrine, po co tu przyjechałaś? - odezwał się Syriusz i specjalnie wymówił pełne imię dziewczyny.
-Oo, cześć Black. Jak nie miło mi cię widzieć - puściła mu oczko. - Wiecie... Na mnie już czas. A co do twojego pytania Syriuszku, to dowiecie się jutro. Miło mi was było poznać! - podeszła do Jamesa i głośno powiedziała. Chciała, aby wszyscy to słyszeli, co z tego, że podeszła do kuzyna. - Jimmy, ładna ta twoja dziewczyna! Nie spieprz tego! Pa!
I żywym krokiem odeszła w głąb korytarza, aby po chwili zniknąć za zakrętem.
Ruda cała była czerwona. Co on jej nagadał? Pewnie już cała rodzina o tym wie. A ona dobrze wiedziała, że to było o niej. Nikogo innego tu nie było, a jej przyjaciółki traktuje jak koleżanki.  Tego było serio za wiele.
Dupek.
-Lily... - zaczął, ale przerwał i się już nie odezwał, bo dziewczyna posłała mu takie spojrzenie, że gdyby mogła zabijać wzrokiem, to już by go tu z nimi nie było. Uniosła dumnie głowę i poszła w stronę Wieży Gryffindoru. Oni stali w miejscu i przypatrywali się tej scenie w milczeniu. Wyczuli, że Lily tak łatwo się teraz nie przeprosi... Że James jej tak łatwo nie przeprosi.
Chłopak westchnął i załapał się za włosy, jakby chciał je wyrwać. Poprawił okulary i ruszył za dziewczyną. Czy on zawsze musi coś zepsuć? A wydawało się, że mogą się "znosić". Chwila, że ona może jego znosić, bo jakby on mógł nie lubić towarzystwa dziewczyny, którą kocha? Właśnie... Kocha, a ona myśli, że to jakiś głupi żart z jego strony. Ludzie, nie wszystko to co robi to żarty!
Przemieszczał się bardzo szybko. Miał tylko jedną myśl, znaleźć ją.
*~*
Przetarła jedną łzę, która jakimś cudem pojawiła się na jej policzku. Nie wiedziała co się z nią dzieje. To było takie okropne uczucie. Niewiedza... Ale do tego dochodziły dwa inne. Radość i złość. Pf. Powinna eksplodować. Było by każdemu lepiej. Może by w końcu ktoś był szczęśliwy? Chyba ona. Ale przecież nie, nic nie idzie po jej myśli. Nawet głupie dotarcie do dormitorium.
Poczuła jak jakaś ręka zaplata się wokół jej nadgarstka i delikatnie, ale stanowczo ciągnie ją do jakiegoś pomieszczenia. Wspaniale. Ktoś zaciąga ją do schowka, bo nic innego to nie przypominało. Kto jest na tyle głupi, by robić coś takiego. Chyba nikt.
A jednak.
-Cholera jasna, Potter! - krzyknęła, gdy oparła się o ścianę i zauważyła zarys, obramówki jego okrągłych okularów i niemal świecące oczy chłopaka. - Czego ty ode mnie chcesz!? Po co mnie tu przeprowadziłeś!? Bo chyba nie po to, aby udawać kreatyna i się na mnie patrzeć! To robisz cały czas, więc nie widzę dzisiaj jakiś okoliczności specjalnych... - krzyknęła, gdy nawet jej nic nie wytłumaczył tylko stał i się gapił.
-Lily, nie krzycz. To po pierwsze, a po drugie to chciałem cię przeprosić, bo widziałem, że cię to zdenerwowało, a nie mam pojęcia dlaczego... Przecież wiesz, że ja mówię o tobie każdemu, więc... - bronił się.
-Ale to jest rodzina! I ona powiedziała, że jestem niby twoją dziewczyną!
-Wiem. Ona to wyolbrzymia. Pytała kiedyś czy kogoś mam to powiedziałem, że jeden rudzielec mi się cholernie podoba, ale niestety nie chce się ze mną nawet umówić. To zapytała kto to, to odpowiedziałem i musiała skojarzyć... - mruknął. - Może też pokazałem zdjęcie... - dodał cichutko.
Siedziała w ciszy i rozmyślała. On chciał tylko pokazać swojej kuzynce obiekt jego westchnień i to zrobił, a ona na niego naskoczyła... Poczuła się okropnie. Przecież to nie jego wina, że się zakochał, choć ona nadal uważała, że robi sobie z niej żarty. A jak powiedział to z randką to zrobiło jej się go trochę szkoda. Ale tylko przez chwilę.
-Przepraszam - przybliżył się o trzy kroki.
-Nie, to ja przepraszam... Ja narobiłam afery o nic, ale dzisiaj mam ciężki dzień. Coś za dużo tych sensacji na jedną dobę... - spuściła wzrok, dobrze, że jest ciemno.
-Teraz mam ci wybaczyć? Hę? - zaczął się droczyć. Mimowolnie się uśmiechnęła.
-Zrobisz co chcesz, Króliku - parsknął śmiechem na to przezwisko. - Ja cię błagać nie będę.
-Chyba ci jednak nie wybaczę - westchnęła teatralnie. - No... Ale jeśli ci tak zależy, to musisz się postarać.
-James, nie będę się tu przed tobą płaszczyć, a po za tym to ja doskonale wiem jakbyś chciał, abym cię przekupiła, ale muszę ci wyznać, że tego nie zrobię.
-Wiesz co! Widać, że mnie nie znasz - dał dwa kroki do Rudej, a ona zdała sobie sprawę jak mały jest ten schowek.
-Jesteś tego taki pewien? - zapytała. - To powiedz mi, co mam niby zrobić, abyś mi wybaczył?
-Hm... Jedna randka lub całus w policzek chyba wystarczą, ale nie wiem czy nie chciałbym gdzieś indziej niż w policzek... Zobaczylibyśmy jaka byś była przekonująca -  oczy mu się zaświeciły.
-Ta... I jeszcze raz mi zarzuć, że nie wiem co chodzi ci po tym twoim napuszonym łbie...
Znów cisza. Trawili swoje słowa. Albo po prostu chcieli, aby ta cisza była. Widoczne najbardziej były dwa punkciki. Były to czekoladowe oczy bruneta, który stał bardzo blisko rudej dziewczyny.
-Lily? - odezwał się po chwili.
-Tak?
-Czy... My moglibyśmy jakoś zacząć... Chodzi mi o to czy nie moglibyśmy zostać przyjaciółmi? Nie męczy cię to? Bo ja mam dość twojej ucieczki przede mną i wiem, że ty masz to samo uczucie.
-Tak, też mam tego dość, ale... - zaczęła, a podekscytowany James jej przerwał.
-Czyli zgadzasz się!?
-... ale to nie znaczy, że się zgodzę. James, dla mnie przyjaciel to ktoś komu będę mogła zaufać, poprosić o radę, ktoś kto przy mnie będzie. Tego stanowiska nie użyczam każdemu. Kochany, będziesz musiał się postarać.
Wyminęła go z gracją, co teraz było banalnie łatwe i zastanawiała się dlaczego nie zrobiła tego wcześniej. Odwróciła się jednak, trzymając klamkę. Podeszła do okularnika i go delikatnie pocałowała w policzek. On stał tam osłupiały, a ona już znikała za zakrętem.

******************
Hejo! *o*
No i mamy rozdział drugi ^^ Niestety dopiero po prawie dwóch tygodniach :/ Byłby wcześniej, ale poprawki nas pochłonęły... Przepraszamy ;c
Od wtorku będzie już lżej, więc rozdziały będą się pojawiać wcześniej :)) A wakacje to juź na pewno. Przynajmniej mamy taką nadzieję, bo wiecie, że mamy również inne blogi i one są też dla nas bardzo ważne. A obiecywałyśmy sobie, że nie zaniedbamy tamtych ze względu na ten :))
Notka dłuższa, nie jest taka krótka. Pisana długo, ale to zawdzięczałyśmy również upałom... Limo dzie, jak można siedzieć w domu przez cały dzień w taką pogodę? No nie da się.
Jak Wam się podoba? Mamy nadzieję, że jest chociaż znośny :3
Dziękujemy za komentarze i wyświetlenia, których jest ponad 500! *o* Dziękujemy Wam serdecznie!
Prosimy o zostawienie po sobie śladów ;>>

Zapraszamy:
Kathrine
Ayden

Pozdrawiamy i życzymy udanego tygodnia oraz jak najlepszych ocen :))!

Deers A&K ;**

środa, 3 czerwca 2015

1. Powroty

Jest na świecie ta­ki rodzaj smut­ku, które­go nie można wy­razić łza­mi. Nie można go ni­komu wytłumaczyć. Nie mogąc przyb­rać żad­ne­go kształtu, osiada cias­no na dnie ser­ca jak śnieg pod­czas bez­wiet­rznej nocy. ~ H.M. 

Rudowłosa dziewczyna siedziała na parapecie w swoim pokoju, nawet z daleka można było zauważyć, że nad czymś rozmyśla. Pogrążyła się w swoich myślach, już jutro uda się do szkoły. Niby normalne, prawda? A jednak. Nie. Lily Evans, dziewczyna o rudych włosach i zielonych oczach, jutro jedzie do Hogwartu. Do jej domu, prawdziwego domu. W środku rozpierała ją euforia, dlatego, że wreszcie zobaczy się z przyjaciółkami, wróci do szkoły, rozpocznie się nowy wspaniały rok nauki w tej magicznej szkole. Tak, Hogwart był szkołą Magii i Czarodziejstwa, a Evans do niej należała, ale miała również wątpliwości. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że w tym roku będą zmiany. Duże zmiany w jej życiu. W prawdzie to nic złego, ponieważ życie nie może być bez zmian, będzie po prostu nudne. Ale nikt nie wie czy te różnice będą na pewno dobre... Możemy mieć nadzieję, prawda? Nawet już by mogła zobaczyć Filcha, szkolnego woźnego, który od zawsze starał się uprzykrzyć życie uczniom, byleby wrócić tam w końcu. Nie martwić się niczym, choćby Petunią, która tylko czeka, aby wyzwać ją od dziwolągów, a dlaczego to robi? Ponieważ jest zazdrosna. Zwyczajnie zazdrosna, że to Lily, nie ona dostała w wieku jedenastu lat list z Hogwartu. Teraz stara się jej utrudnić życie w każdym calu...
    Co z tego, że w tym roku są OWTM-y? Co z tego, że to będzie chyba najcięższy z roków? Co z tego, że to - o zgrozo - OSTATNI rok? Ona chce już tam być. Powoli wariowała w domu. Naturalnie, kochała rodzinę, ale ona chciała już wrócić do jej świata. Jej świata, który zaczął być cząstką jej życia, gdy miała jedenaście lat i pozostanie już na zawsze w jej sercu. To coś takiego jak uczucia, wspomnienia, prawda? Ale dla niej Hogwart był czymś więcej. To właśnie tam poznała i pozna swoje uczucia, bo sama postanowiła, że w tym roku spróbuje, aby jej życie nabrało barw i zmieniło się kompletnie, oczywiście na lepsze.
    A teraz siedziała na parapecie, pijąc gorącą czekoladę, wpatrując się w krajobraz za oknem i usychając z tęsknoty, świrując. Radość przepełniła jej ciało momentalnie. Przypomniała sobie, że to już jutro. Już jutro jedzie do Hogwartu. Nareszcie!
*~*
Promienie słoneczne dosyć wcześnie obudziły dzisiaj Rudowłosą, która smacznie spała na swoim wygodnym, dość dużym łóżku, a jej loki były porozrzucane po całej poduszce. Gdy spała wszystkie problemy, myśli zniknęły, za to, kiedy wstała prawie pisnęła z radości. Tak, to dzisiaj! Może przesadzała z tym entuzjazmem, ale cóż poradzić. To tam znalazła swoje przyjaciółki, to tam stała się tym kim jest, to tam nauczyła się wszystkiego, to tam spędza większość czasu przez cały rok.
Postawiła stopę na jej białym, miękkim dywanie, po czym założyła na nogi kapcie. Szybko podreptała do łazienki, aby wykonać poranną toaletę. Pospiesznie się umyła, wyczesała włosy (zostawiła je rozpuszczone), umyła zęby i lekko się pomalowała. Następnie założyła czarne dżinsy i zielony sweterek. Wyszła z łazienki i skierowała się w stronę kufra, ponieważ chciała sprawdzić czy na pewno wszystko zapakowała i dołożyć jakieś książki czy ubrania, których wczoraj nie włożyła, a postanowiła, że mogą jej się przydać.
    Po dwóch godzinach spędzonych na uzupełnianiu skrzyni, czytaniu, a przede wszystkim przeglądaniu fotografii i wspominaniu... Najwięcej było tutaj zdjęć z przyjaciółkami, które zabrała oczywiście z Hogwartu na wakacje (chodzi oczywiście o fotografie), a teraz niektóre ma znów wziąć.  Lily bardzo cieszyła się, że ma tak wspaniałe trzy współlokatorki. Ona zrobiłaby dla nich wszystko i miała nadzieję, a także przeczucie, że one dla niej też. W końcu te prawie siedem lat przyjaźni coś znaczy, prawda?
– Lily, kochanie, zejdź na śniadanie! – usłyszała z dołu nawoływanie swojej mamy. Mary Evans była starszym odpowiednikiem swojej córki, również miała kasztanowe włosy, szczupłą sylwetkę, prawie zawsze uśmiechnięta. Jedynie oczy Lily odziedziczyła po ojcu.
– Już idę, mamo! – odkrzyknęła i zamknęła wieko kufra. Nawet nie zauważyła, że czas już tak szybko zleciał...
   Siedziała już w samochodzie, czekając, aż jej ojciec zapakuje rzeczy swojej córki do bagażnika. Za półtorej godziny miał odjechać pociąg do Hogwartu. Teraz patrzyła przez okno na prawie pustą uliczkę, na której mieszkała i postukiwała paznokciami w okno.
– Dobrze, a więc jedziemy – powiedział jej tata, wsiadając do samochodu. – Lily, wzięłaś wszystko? Na pewno?
– Tak, tak tato. Nie martw się – odrzekła z uśmiechem. Jej ojciec był czasem strasznie opiekuńczy. Strasznie.
    Dalsza podróż odbyła się w spokoju. Dziewczyna często podśpiewywała znane jej mugolskie piosenki lub jakieś fragmenty z radia. Nudziło jej się, nic na to niestety nie mogła poradzić. Nawet jakieś rozmowy, które zaczynała jej mama nic nie dały. Siedziała prawie w bezruchu i pozwalała, aby myśli zawładnęły nią całą.
    Po prawie godzinnej jeździe dojechali na parking. Gdy wyciągnęła swoje rzeczy skierowała się wraz z rodzicami na stację. Czasem towarzyszyła im też Petunia, ale dzisiaj się wykręciła wciskając kit, że ją boli głowa. King's Cross było jak zawsze przepełnione ludźmi, lecz ona na nich nie zwracała uwagi, tak samo jak oni na nią. Miała swój cel, do którego musiała się dostać. Szła żwawo, przeciskając się pomiędzy ludźmi, pod barierki między peronem dziewięć a dziesięć. Jeszcze pamiętała jak mając jedenaście lat bała się przejść... Ach...
Ciągnąc swój kufer już po paru minutach tam się znalazła. Teraz przyszedł czas na największy minus powrotu do szkoły. Pożegnanie z rodzicami. Momentalnie łzy stanęły jej w oczach.
– Będę tęsknić. Strasznie – mruknęła, gdy przytulała się do mamy i taty. – Będę pisać, postaram się jak najczęściej.
– Też będziemy tęsknić, kochanie – odpowiedziała pani Evans i otarła łzę, która postanowiła sobie wyznaczyć ścieżkę na jej policzku. - Jednakże niedługo się zobaczymy. Ucz się dobrze, córciu. Poznaj kogoś, bo z tego co mówiłaś to masz całkiem spore powodzenie, a szczególnie u tego młodzieńca w okularach, o którym zawsze nam tak zawzięcie opowiadasz i ... – najwyraźniej miała dodać coś jeszcze o chłopaku, ale córka spiorunowała ją wzrokiem. – Tylko proszę, pamiętaj o nas. Niech twój wybranek nas nie przyćmi aż tak bardzo w twoim serduszku – zażartowała, a dziewczyna wywróciła oczyma. To wyolbrzymianie spraw... Jasne, że o nich nie zapomni! Nie mogłaby. – Kochamy cię bardzo mocno, Lilka, pamiętaj.
Znów można było dostrzec łzy, ale teraz nie tylko na twarzy kobiety, ale także na jej córki. Pan Evans objął żonę ramieniem i uśmiechnął się do Lily promiennie. Przytuliła ich raz jeszcze mocno i powiedziała:
– Ja też was bardzo kocham. Będę tęsknić... – i rzucając im ostatnie smutne spojrzenie, wepchnęła wózek przez barierkę.
I oto jej oczom ukazał się peron dziewięć i trzy czwarte. Wspaniały, przepełniony uczniami jak i dorosłymi ludźmi, magiczny, ukochany peron. Podeszła bliżej pociągu, by poszukać znajomej twarzy. Znalazła. Niedaleko niej stała wysoka, szczupła dziewczyna, o ciemnych, długich, falowanych włosach. Jej serce zabiło szybciej. Wreszcie je zobaczy! Podbiegła szybko do dziewczyny stojącej do niej tyłem i wskoczyła na plecy (prawie zawsze się tak witały, a najśmieszniejsze było to, że wszystko było z zaskoczenia i nikt tego nie przewidywał), tamta się zachwiała, ale nie upadła. Jakoś to zniosła. W końcu paręnaście takich przywitań czegoś uczy.
– Co... Lily! Ty wredny, rudy, mały gumochłonie! – zaśmiały się perliście, gdy przyjaciółka próbowała zdjąć z siebie Evans. – Nareszcie! Ale się cieszę, że znów cię widzę, rudzielcu! A wiesz... – ściszyła teatralnie głos. – Cieszyłabym się bardziej, gdybyś ze mnie zeszła! - krzyknęła i zrzuciła z siebie dziewczynę. Wybuchły śmiechem, a ludzie zaczęli na nich spoglądać. Niektórzy ukrywali śmiech, a inni wykrzywiali usta w kpiącym uśmiechu. Następnie się mocno przytuliły.
– Ja też się ogromnie cieszę, że cię widzę, Dori – wyszczebiotała radośnie Ruda. - E... Widziałaś może dziewczyny?
– Były tu przed chwilą i pytały o ciebie, a potem poszły do pociągu coś zająć, wiesz jak trudno jest to zrobić, więc chciały szybko, a ja postanowiłam, że sobie poczekam na wredną, rudą osóbkę, którą jakimś cudem uważam za przyjaciółkę - odpowiedziała śmiejąc się głupio, za co dostała kuksańca w bok. – To... Idziemy?
– Idziemy.
Zaczęły się przedzierać przez tłumy, uśmiechając się i czasem wymieniając zdania ze sobą na temat wakacji czy planów na ten rok. Ludzie, których mijały mogli sobie pomyśleć, że nie widzą nic poza sobą i miejscem, do którego miały się dostać i miały stu procentową rację. Lily strasznie chciała się już zobaczyć z dziewczynami, a od tego dzieliło ją teraz już tylko przejście przez korytarz w pociągu i znalezienie odpowiedniego przedziału. Rozdzieliły się i szukały. Ruda otwierała i sprawdzała pomieszczenia z lewej strony, a Meadowes z prawej. Ta pierwsza lekko się załamała, bo widziała tylko jakiś pierwszorocznych, szóstorocznych z Ravenclawu i trzeciorocznych, którzy mieli pełno żab na siedzeniach i byli nimi wręcz oczarowani, ale cóż... Nie podda się! O nie. Nie w takiej sprawie!
Gdy już miała otwierać drzwi, dosłyszała wołanie:
–  Lilka! Ej, Lilka! Tutaj! Znalazłam je!
Od razu znalazła się przy Dorcas, biegła z prędkością światła, nawet kogoś popchnęła i usłyszała wtedy przekleństwo, więc chyba nawet tego kogoś przewróciła... Trudno. Co się stało to się nie odstanie.
Wparowała do pomieszczenia i rozejrzała się wokoło. Było tutaj sporo miejsc, a dwa były już zajęte. Na jednym z nich siedziała dziewczyna, podobnego wzrostu do Evans, o długich, blond lokach, niebieskich oczach i uśmiechała się promiennie. Była bardzo ładna. Drugą osobą była brunetka, wysoka, zgrabna, o krótszych włosach dziewczyna, mająca zielone oczy. Również była ładna.
– Ann! Alice! – krzyknęła i zapiszczały razem, po czym się przytuliły wszystkie cztery. – Jeju! Jak was dawno nie widziałam! Tęskniłam!
– My też Lilka! - odpowiedziała radośnie Ann. – Dobra, koniec tych czułości, bo się udusimy! Hej!
Dorcas i Lily zajęły swoje miejsca i pogrążyły się w rozmowie. Oczywiście wszystko opowiadały raz jeszcze, ponieważ dziewczyny też były zaciekawione i nie chciały dopuścić do tego, aby Meadowes wiedziała, a one nie.
– ...No i wróciłam dwa tygodnie przed końcem wakacji - zakończyła swoją opowieść Alice. Opowiadała właśnie o swojej podróży do Włoch, z której była szczęśliwa, ponieważ jej rodzice nie zabierali jej nigdzie, a Alice bardzo chciała odwiedzić właśnie Włochy.
Nagle usłyszały szczęk zamka i domyśliły się, że ktoś własnie tu wchodził. Posłały zaciekawione spojrzenia w stronę drzwi. W progu pojawili się czterej chłopcy z figlarnymi uśmieszkami na twarzach. Na czele stali dwaj wysocy, umięśnieni bruneci, którzy uśmiechali się najszerzej. Prawie niczym by się nie różnili, gdyby jeden nie miał okrągłych okularów i czekoladowych oczu, a drugi dłuższych włosów i tęczówek koloru szarego, lecz u każdego można było dostrzec bardzo podobne iskierki. Troszeczkę z tyłu stała kolejna dwójka. Jeden z nich był nieco niższy od brunetów i miał jasnobrązowe włosy i miodowe oczy, które ciepło omiotły pomieszczenie, miał również liczne rysy na twarzy... Ostatnim z czwórki był niski, grubszy chłopak, który posiadał włosy koloru ciemnego blondu i niebieskie oczy. W tym momencie trzymał w dłoni Czekoladową Żabę.
– Witamy piękne panie! – wyszczerzył się do nich Syriusz Black, owy czarnowłosy o szarych oczach.
Był to jeden z najprzystojniejszych i najpopularniejszych chłopaków w szkole, miał nawet swoje funcluby w Hogwarcie, ale nie był jedyny. James Potter, czyli ten chłopak z okularami, także był bardzo popularny i przystojny. Swoje pozycje zawdzięczają Quidditchowi i paczce, do której należeli, a nazywali siebie Huncwotami. Do tej grupki należał również Remus Lupin (chłopak o miodowych oczach i z podrapaniami na twarzy) oraz Peter Pettigrew, chłopiec ze słodyczami w ręku. Ogółem chłopaki słynęli z robienia kawałów innym, niektóre były okropne, ale pozostałe śmieszne, nawet ona to musiała przyznać. Byli również mądrzy i całkiem dobrze się uczyli z wyjątkiem Petera, który był słaby praktycznie ze wszystkiego, a Remus w nauce dorównywał Lily.
– Cześć - wymamrotała Evans i wbiła wzrok w paznokcie. Zawsze muszą się przypałętać.. – Em... Czemu zawdzięczamy tę wspaniałą wizytę? – dodała z przekąsem.
– Kotku, wiem, że się cieszysz z naszej wizyty, a szczególnie z mojej, bo kwiatuszku, pewnie usychałaś z tęsknoty, ale Remus chciał przyjść i ci przypomnieć o tym, że macie obowiązki, które musicie wypełnić – odezwał się James, ukazując rząd białych zębów.
Potter latał za Lily od czwartej klasy i bezustannie pytał ją o randkę, co dla niej było bardzo męczące. Może gdyby się zmienił rozważyłaby te propozycje, ale teraz nie miał u niej szans. Bo jak osoba taka jak on może je mieć? A James dla niej był osobą arogancką, niemiłą, nieodpowiedzialną, wyśmiewającą i znęcającą się nad słabszymi, napuszoną, dumną, bez serca...
Gdyby go poznała....
– Och... Remusie, przepraszam, ale zapomniałam... Idziemy? – zapytała i poderwała się z miejsca.
– Tak, chodźmy – chłopak uśmiechnął się do niej ochoczo i wyszli z pomieszczenia, w którym rozgościła się pozostała część Huncwotów. Już współczuła dziewczynom. Nagle parsknęła śmiechem... Szczególnie źle będzie miała Dorcas...
– Em... Co cię tak cieszy? – rzucił przez ramię Lupin najwyraźniej zaciekawiony i rozbawiony.
– Wiesz, że Potter, Black i Pettigrew tam zostali, tak? – odpowiedziała szybko. – No więc... No, chyba rozumiesz o co mi chodzi.
– Taa, na przykład o to, że Syriusz będzie się przystawiał do Dorcas... – odrzekł, śmiejąc się. – I rozniosą pociąg...
– Tak, właśnie o tym myślę – mruknęła i weszli do przedziału dla Prefektów. Byli już tam chyba wszystkie osoby zajmujące to stanowisko. Oczy obecnych w przedziale zwróciły się w ich stronę. Na szczęście się nie spóźnili.
*~*
– Ż-Że ty i Remus... Wy... Prefektami Naczelnymi!? – krzyknęła Ann, nie mogła w to uwierzyć, a z drugiej strony strasznie się cieszyła i była dumna. Zresztą tak samo jak Lily. Aby w to nie wierzyć miała powody, rzadko zdarzało się, aby Prefektami Naczelnymi były osoby z tego samego domu, a tu proszę... Taka niespodzianka. Gdy się o tym dowiedzieli, jeszcze w pociągu zamarli z zaskoczenia i radości, nawet musieli się rozglądać i upewniać czy to nie jakiś żart. Dla dziewczyny był to na prawdę szok. Ona i taka posada... 
– Tak, Ann. Lepiej to zaakceptuj, bo powtarzać już nie będę – warknęła Ruda do koleżanki. Bardzo ją to męczyło.
– Lilka! Nawet nie wiesz jak się cieszymy! – zapiszczały razem. – Nikomu bardziej nie należały się te stanowiska niż wam! 
Dziewczyna pokiwała głowa i roześmiały się. Spojrzała na pobliski powóz i zauważyła, że chłopaki też nie dowierzają. Na ich twarzach malowało się zaskoczenie i radość. No tak... Przecież dzięki temu będą mieli jeszcze lepsze możliwości chociażby na kawały... 

    Wielka Sala była jak zwykle pięknie udekorowana. Na stołach było pełno jedzenia, zaczynając od kotletów, ziemniaków, a kończąc na wszelakich puddingach i innych deserach. W pomieszczeniu było głośno, ponieważ każdy teraz brał się do jedzenia, rozbrzmiewały dźwięki sztućców i rozmów pomiędzy sobą. Przed chwilą skończył się przydział do domów, a spokojni już pierwszoroczni siedzieli dumnie na swoich miejscach i niektórzy się uśmiechali. Widać było też, że inni są jeszcze spięci, ale to pewnie dlatego, że jak na razie wszystko było dla nich zupełnie nowe. Jeszcze pamiętała jak sześć lat temu podchodziła do stołku na nogach, które zrobiły się momentalnie jak z galarety, a gdy profesor McGonagall założyła na jej głowę Tiarę Przydziału, ta od razu wykrzyknęła jedno słowo, które było taką ulgą i zaskoczeniem, a było to "Gryffindor!", potem poszła do swojego stołu i zapoznała się z innymi. Tak... Wspaniałe wspomnienia... Wtedy tylko jedna osoba się nie cieszyła... A był to jej przyjaciel, który wiedział, że będzie w Slytherinie i pragnął, aby ona też tam się dostała. Jakie było jego rozczarowanie gdy tak się nie stało... Ale to już przeszłość. Severus Snape to przeszłość, bowiem nazwał ją pod koniec roku w piątej klasie, po Sumach najokropniejszym określeniem jakim można skierować do osoby z rodziny mugoli. Szlama. Jedno głupie słowo zniszczyło wszystko, ale wątpiła, aby ta przyjaźń przetrwała, bo Snape zaczął się obracać w nieciekawym towarzystwie. Towarzystwie młodych Śmierciożerców.
Jednak nadal tego nie wybaczyła i nie zanosiło się na to.
– Kochani, mam nadzieję, że już zaspokoiliście swoje brzuchy. Mam jednak jeszcze parę słów do powiedzenia – wyrwał ją z rozmyśleń głos dyrektora, Albusa Dumbledore'a, który podszedł do mównicy i zaczął swoją coroczną, krótką pogawędkę. – Wstęp do Zakazanego Lasu, jest jak nazwa wskazuje zakazany -  spojrzał szybko i znacząco na Huncwotów, a oni zachichotali i wypięli dumnie piersi. - Do Hogsmeade mogą wychodzić uczniowie od trzeciej klasy wzwyż. Pan Woźny kazał również przekazać, że lista rzeczy, których się nie powinno używać się powiększyła i, że jest wywieszona u niego w gabinecie. Dziękuję! Dobranoc!
Po tych słowach zaczął się gwar i uczniowie podnosili się ze swoich miejsc. Lily i Remus w tym roku na szczęście nie musieli prowadzić pierwszoroczniaków do Wieży Gryffindoru, zrobili to Prefekci z piątego roku. Prefekci Naczelni też musieli mieć jakiś przywilej, prawda? A tamci niech się wykażą. 
Poderwała się z miejsca i ruszyła ku drzwiom wyjściowym. Obok nich stał czarnowłosy chłopak o ziemistej cerze... Co znów ten Ślizgon od niej chce? Czy on nie zrozumie, że zniszczył wszystko i tego nie da się naprawić? Do cholery jej uczucia nie są jak jakiś materiał, który można zszyć i wszystko będzie tak jak dawniej. O nie... 
-Lily... Lily, proszę porozmawiajmy... - usłyszała jego błagalny głos, ale już wychodziła i wspinała się po schodach. Nie ma czasu i chęci na gierki z jego strony. Teraz marzy tylko o ciepłym, wygodnym łóżku... 


*♥*♥*♥*♥*♥*♥*♥

Witamy!
Oto rozdział pierwszy ^^ :3 Z małym opóźnieniem, ale chyba to zrozumiecie. Rozdziały pierwsze są trudne do napisania (jak dla mnie ~Kath.) i wiecie, że jest coś takiego jak szkoła, w której teraz jest okres poprawkowy... Taa...
Notka nawet długa, bo jest siedem stron :)) Starałam się ją zrobić długą, więc to też jest powód tego spóźnienia. 
Rozdział mi się średnio podoba... Mam nadzieję, że w waszym przypadku będzie inaczej i każdemu się spodoba, choć wątpię...
Notki będą pisane przez nas na zmianę, czyli drugi rozdział należy do Sleepy ;> Kiedy będzie nie wiemy jeszcze dokładnie, ale w "Aktualnościach" na blogu na pewno będzie jakaś data ustalona ;) Mamy też inne blogi, więc musimy tam też coś dodać :)) 
Dziękujemy serdecznie za to, że czekacie! :D Udowodniliście to pod poprzednim postem i pięknie dziękujemy! Jest nam baardzo miło!  A byłoby jeszcze bardziej, gdyby teraz też ktoś pokazał o swojej obecności! Więc zapraszam do komentowania! 
Nasze blogi: 
Kathrine: BLOG <klik>
Sleepy:  BLOG <klik>
ZAPRASZAMY! 


Dziękujemy i pozdrawiamy!

Kath & Sleepy ;** ♥